"Profesorskie gadanie" tak zatytułował swój blog pan profesor Stanisław
Czachorowski, który dzisiaj w bardzo, bardzo przydługiej formie był łaskaw
wypowiedzieć się na temat mojej osoby.
profesor Stanisław Czachorowski źródło: portal www.olsztyn24.com.pl
Czytając wynurzenia pan Profesora, już na samym
wstępie należy być czujnym, gdyż jak to sam określa, zawartość jego tekstów, to
„pogawędki prowincjonalnego profesora biologii, entomologa i hydrobiologa, (…)
z przygodnymi czytelnikami”. Otóż to,
nic dodać nic ująć.
Po długim i
strasznie rozwlekłym wstępie opowiedzianym w stylu „pogawędek prowincjonalnego
profesora” mającego „rzucić na kolana” potencjalnego czytelnika, pan Profesor
przystępuje do rzeczy, zarzucając mi atakowanie na moim blogu tekstami na bardzo niskim poziomie intelektualnym, w
bardzo brzydki sposób ad personam osób odgrywających istotną rolę w uknutej
przeciwko mnie intrydze.
Ba, pan Profesor idzie znacznie dalej twierdząc, że
na moim blogu trudno znaleźć język argumentacji i że jest to głównie opluwanie innych
osób w uczelni, komisji etyki, rektora itd. dokonywane w kontekście
dziecinnych, złośliwych wierszyków i karykaturalnie zmienionych zdjęć.
W tym kontekście żałować należy, iż pan Profesor nie
potrafi zachować naturalnego dystansu do oczywiście satyrycznej formy mojego
bloga.
Ale z drugiej strony ten autorytet moralny ze świata bezkręgowców (
pisze „…Broń się człowieku i swojego dobrego imienia (podkreślenie moje P.O.)ale godnymi metodami
i należytym stylem! Jeśli podpisujesz się stopniem zawodowym "profesor",
to trzymaj się standardów języka akademickiego! Pokornie
proszę...” , …a więc jakim?
Takim bez kręgosłupa?
Takim bez kręgosłupa?
To mi Pan radzi, ten standard, bo wtedy wszystko
będzie dobrze, bo mam zamilknąć, bo jak wypowiadał się jeden ze świadków w
procesie Małgorzaty Chomicz, gdyby Obarek siedział cicho, to nie byłoby tematu,
to dziennikarze nie mieliby zleceń na pisanie.
Ostatecznie, to na UWM-ie chcieli mnie tylko ukarać
drobną karą upomnienia, aby pan Rektor mógł postawić na swoim, nawet wbrew
prawu.
To proponuje mi Pan w ramach dyskusji akademickiej? W ramach przyjętych
w Pańskim bezkręgowym świecie standardów?
Dawno nie spotkałem się z większą hipokryzją niż ta,
którą zawarł Pan w tym napuszonym intelektualnie zdaniu. Stara się Pan
prezentować jako intelektualista, ale na zadane Panu wcześniej na moim blogu pytanie,
jak Pan by się zachował w podobnej do mojej sytuacji, to do chwili obecnej Pan
milczy. Czy może też Pana tym pytaniem
„oplułem”?
Jak według Pana mam się bronić. Jeżeli próbuję
zrobić to w Sądzie (no bo gdzieżby indziej), to pisze Pan wtedy, że ten Obarek
zastrasza ludzi przez proces sądowy.
Gdy obnażam
fałsz i zakłamanie oraz rozmaite krzywoprzysięstwa osób zeznających w Sądzie prezentując
na to dowody, – to wówczas używając Pańskiej
frazeologii, bardzo Pana zdaniem akademickiej i intelektualnej, by nie, rzec
profesorskiej, „opluwam” autorytety uczelniane.
A może to jest właśnie tak, że to ja jeden nie zgadzam się na to aby niszczono ludzi, aby przeciwstawić się fałszowi, hipokryzji i zakłamaniu i może to mój głos w obronie godności mojej osoby i bliskich jest jedynym, który ma nie dopuścić do tego, aby „bierność rozzuchwalała niegodziwców”. Przecież to jest Pański postulat !!!
Dlaczego mam milczeć, gdy dzieje się przemoc w
rodzinie, naszej Akademickiej Rodzinie!!!
Ale do rzeczy
panie Profesorze. Językiem argumentacji postaram się Panu odpowiedzieć na Pański
obraźliwy i naprawdę na niskim poziomie tekst kierowany ad personam do mnie, w kontekście przemocy w rodzinie i pedofilii,
nawołujący do rozprawy ze mną tylko dlatego, że piszę prawdę.
Na moim blogu znajdują się teksty, które każdy
uważny Czytelnik, niekoniecznie z
tytułem, czy stanowiskiem profesorskim jest
w stanie bez najmniejszych przeszkód rozpoznać jako argumentację
obnażającą perfidię kreatorów prowokacji pod nazwą, a właściwie pod
kryptonimem „plagiat Obarka”.
Jakie larum
Pan podnosi, gdy piszę jedno udowodnione zdanie, wykazując tym samym, że
dziennikarz, który wykreował się na niezależnego, jest skorumpowanym
pisarczykiem. Ten dziennikarz Adam Socha sam to przyznaje!!!! Mówi nawet ile
dostaje za to pieniędzy !!!
Dlaczego nie analizuje Pan tekstów jego autorstwa.
Dlaczego nie reaguje Pan na jego manipulacje i przekłamania pisane na zlecenie?
Czy w moich tekstach brak jest wystarczających
argumentów w zdaniach dotyczących anonimowych donosicieli, którzy w
najobrzydliwszej formie, bo pod płaszczykiem anonimu, starają się twierdzić, że
robią to pro publico bono?
No, ale skoro Pan tak uważa, to dyskusję pozostawmy
na potem. Ponieważ zarzuca mi Pan brak argumentacji, to WZYWAM PANA ABY PAN TO UDOWODNIŁ, gdzie i w którym miejscu
brak jest argumentacji, co jest gołosłowne, co sobie wymyśliłem. Mam nadzieję,
że nie zabraknie Panu odwagi na merytoryczną dyskusję.
Wzywam Pana w imię tego co Pan twierdzi. Niech to
nie będzie z Pańskiej strony czcza retoryka i pozbawione sensu zdania, niech to
będzie dyskusja, której mi Pan odmawia. Niech Pan zacznie polemizować, a może
wreszcie dostrzeże Pan mechanizm działania zarówno Debaty, w osobie Adama Sochy, jak i „anonimów” i ich
sponsorów. Niech Pan zacznie w końcu obracać się w świecie … który ma kręgosłup.
PS.
Oczekuję na Pański wybór jakiegokolwiek mojego wpisu
na blogu, aby poddać go weryfikacji.
Polemika profesora Stanisława Czachorowskiego
Moja odpowiedź:
„No cóż widać, że to już taki typ, podłego i mizernego charakteru, który pod płaszczykiem niezależnego dziennikarza za pieniądze z biura senatorskiego wykonuje różne zlecenia, a któremu nie obce jest nawet krzywoprzysięstwo.
Polemika profesora Stanisława Czachorowskiego
Moja odpowiedź:
Panie Profesorze, dziękuję za podjęcie mojego wyzwania. Co
prawda, spodziewałem się tak jak Pan sugerował merytorycznych kontrargumentów
na zawarte w moich tekstach, ale skoncentrował się Pan na razie tylko na
jednym, „czy zamieszczanie złośliwego i
przerobionego wierszyka "Kłamczucha ma coś wspólnego z dyskusją czy tylko
erystyczny zabieg na poniżenie świadka”?
Pozwolę więc sobie odpowiedzieć Panu na Pańskie pytanie.
Zabieg formalny polegający na zastosowaniu motta dotyczy rozmaitych publikacji
tekstowych, jak również graficznych. Jak każdy autor umieszczam motto na
wstępie tekstu celowo, aby zgodnie z publikowanym tekstem odzwierciedlać treść
przewodnią wpisu. Jestem artystą i szczególnie akceptuję artystyczne formy
wyrazu np. takie jak wiersz.
Tak więc na razie nie widzę niczego złego w zamieszczaniu
„dziecinnych, złośliwych wierszyków”, chociaż nie wszystkie są dziecinne, a niektóre
wyszły spod pióra uznanych i cenionych poetów. Z treści tych jak Pan to
określił wierszyków, czy tekstów piosenek wynika jednoznacznie pewna dydaktyka, gdyż wszystkie kończą się puentą i morałem, a wnioski z nich
płynące wyjaśniają w lapidarnej formie wiele kwestii.
Zaś co do treści tych „wierszyków”, proszę mi odpowiedzieć
Profesorze, jak nazwałby Pan sądowego świadka, od którego Sąd odebrał
przysięgę, że będzie mówił prawdę i tylko prawdę, - po czym ten świadek zeznaje,
na pytanie sądu czy praca doktorska może być w formie luźnych kartek i czy musi
być podpisywana
,„Sama pisałam pracę i na I
stopień, i na II, i miały identyczną formę. Nie robiłam żadnych okładek. Nawet
wiele lat temu prace takie pisało się ręcznie, recenzje też. Nikt pracy nie
podpisywał. Ja też nie podpisywałam.”
(aby nie być posądzony, że cokolwiek nadinterpretuję,
to cytat ten pochodzi z artykułu Pańskiego ulubionego dziennikarza Adama Sochy).
W ten sposób świadek dokonuje oceny przypisywanej mi pracy!!!
Panie Profesorze, tak zeznaje w sądzie świadek pod
przysięgą!!!
A ja mam dowód na to, że ten świadek KŁAMIE i
zamieszczam ten dowód przy wpisie. To jak by Pan nazwał tego świadka? Proszę
odpowiedzieć, jaki eufemizm Pan wymyśli. No przecież jest to najzwyklejsze
kłamstwo. Nazwanie przeze mnie Wioletty Jaskólskiej Kozuchą-Kłamczuchą jest
najdelikatniejszym epitetem na jaki można się zgodzić zważywszy okoliczności
sprawy.
Chce Pan erystyki, to proszę wykazać mi, że jest to niezgodne z
prawdą!!!
Czy to ma coś wspólnego z dyskusją? Panie
Profesorze o jakiej dyskusji w wykonaniu pani Wioletty Jaskólskiej mówimy? Proszę
samemu sobie w tym kontekście odpowiedzieć, czy ja ją poniżyłem, czy Ona
składając fałszywe zeznanie poniżyła się sama.
Ja nazwałem
jedynie rzeczy po imieniu. Dla przypomnienia lub dla równowagi akademickości
naszej wymiany zdań pozwolę sobie przytoczyć popularną definicję kłamstwa,
która za kłamstwo uznaje wypowiedź zawierającą
informacje niezgodne ze stanem faktycznym. Kłamca przekazuje informacje
niezgodne z jego przekonaniem o rzeczywistości z intencją, by zostały one
wzięte za prawdziwe.
Panie profesorze, w duchu tej naszej dyskusji proszę sobie
raczej zadać pytanie dlaczego ludzie kłamią, dlaczego profesor Jaskólska w
odpowiedzi na niezręczne dla niej pytanie zdecydowała się kłamać przed sądem w
kwestii swojej własnej pracy. Nie chcę Pana wyręczać, ale w ocenie wszystkich
zajmujących się tematem kłamstwa, po to, by osiągnąć określoną korzyść lub osiągnąć zamierzony cel.
Czy powinienem oskarżyć panią Profesor o krzywoprzysięstwo?
Jak wówczas by Pan reagował. Czy spotkałby mnie zarzut, że ten okropny Obarek
znowu straszy sądem. Odnoszę czasem wrażenie, że cokolwiek bym uczynił, w
oczach moich przeciwników zawsze zrobiłbym coś źle. Tak więc Panie Profesorze
chętnie posłucham Pańskiej rady, proszę napisać jak powinien wyglądać modelowy
wpis na blogu, po stwierdzeniu kłamstwa świadka, który nota bene nie był moim świadkiem tylko świadkiem M.Chomicz.
I trochę z innej beczki, gdybym chciał poniżyć Panią
Jaskólską nazwałbym ją trochę inaczej, ale nie taki był mój zamiar i zamysł. Ja
nazywam po prostu rzeczy po imieniu. Jak ktoś kłamie, to jest kłamcą.
Panie Profesorze ja nie chcę się tłumaczyć ja mogę tylko
rozwiewać rozmaite wątpliwości. Pisał Pan o erystyce. Proszę więc zastosować
się do jej reguł. A ja z miłą chęcią uczynię to samo. I proszę o rzeczową
polemikę.
Co do drugiego przykładu. Odpowiem bardzo krótko.
Jest takie
powiedzenie – uderz w stół a nożyce same się odezwą.
Panie Profesorze, to Pan stwierdza, „że ja sugeruję, mijając
się z faktami, że pan red. Socha bierze pieniądze od senatora Góreckiego za teksty
w Debacie o "Obarkowie" i relacje z procesu. To fałszywa
interpretacja, nic takiego z zamieszczonych przez Pana i red. Sochę informacji
nie wynika.”
Tak, Panie Profesorze, … to fałszywa interpretacja albowiem
nic takiego z zamieszczonych przeze mnie informacji nie wynika.
Sam Pan to widzi i wmawia mi, że ja to sugeruję? Masakra,
przecież sam Pan sobie zaprzecza. Nie tylko erystyka się kłania Panie
Profesorze ale również logika.
Dla porównania i obiektywnej oceny Czytelników pozwolę sobie
przekopiować cały wpis dot. A.Sochy i proszę wskazać w którym miejscu są
przypisywane mi przez Pana stwierdzenia.
„No cóż widać, że to już taki typ, podłego i mizernego charakteru, który pod płaszczykiem niezależnego dziennikarza za pieniądze z biura senatorskiego wykonuje różne zlecenia, a któremu nie obce jest nawet krzywoprzysięstwo.
Panie Profesorze, trochę mniej demagogii. Naprawdę
trudno z tego tekstu wyczytać coś więcej ponadto co zostało napisane. Na temat
Adama Sochy niedługo zamieszczę nowy wpis, więc z pewnością będzie sporo do dyskutowania.
Ci entomolodzy to rzeczywiście mają defekty w logice. Stefan Niesiołowski to już w ogóle popadł w jakiś ekshibicjonizm ze swoimi problemami. Chyba ich ukąsił jakiś giez.
OdpowiedzUsuńCzy bycie promotorem pracy syna i jednocześnie Pańska małżonka, która jest jej recenzentem to też brak argumentów czy może są to argumenty ad persona? Nie panie profesorze Obarek to są fakty.
OdpowiedzUsuńFakty są takie że Pan Rektor zatrudnia swoją całą rodzinę: syna, żonę, synową. A czy synek ma dotorat czy nie ma? czy to jest nepotyzm?
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem to żaden syn Pana Obarka nie pracuje na UWM. I to jest fakt.