sobota, 30 listopada 2013

Plagiat Małgorzaty Chomicz!!!

Nad rzeką Łyną w głuchych borach,
Jest zwierzęce Biuro Porad,
Gdzie urzędując co niedziela,
Stary Puchacz rad udziela,
(…)
Frunie Sójka z plikiem książek,
-Już myślałam, że nie zdążę,
Komar, owad pospolity,
Rodzaj żeński, jadowity,

Dawno temu, w lasach mroku
Udawała, że od roku,
Pisze pracę samodzielnie,
Gdy zrzynała ją bezczelnie.
(…)
Wnet policja się zjawiła,
Sprawę szybko wyjaśniła,
Jakież było ich zdziwienie,
Gdy podano wyjaśnienie?

Bo nie przyszło im do głowy,
że licencjat Chomiczowy!
To zwyczajny plagiat w świecie,
Jeśli tego już nie wiecie.

Autor zapomniany i nieznany ( dla informacji prof. Czachorowskiego)

Plagiat Małgorzaty Chomicz

fot. źródło: www.olsztyn24.com.pl

Od dłuższego czasu wiele życzliwych mi osób zwracało mi uwagę na okoliczność, iż prof. Małgorzata Chomicz, którą doskonale Państwo znacie z jej „anonimowej” roli w oskarżaniu mnie przed Centralną Komisją, dopuściła się kradzieży intelektualnej w swojej pracy dyplomowej pt. „Plakat – dzieło sztuki czy dokument społeczny”, złożonej na Wydziale Pedagogicznym Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie.

W czwartek 28 listopada złożyłem w archiwum naszej Uczelni wniosek o udostępnienie pracy dyplomowej Małgorzaty Chomicz, która tam jest przechowywana.
Po otrzymaniu kopii pracy wykonanej  w archiwum UWM, przez pracownika tej placówki i po przeanalizowaniu tekstu, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Praca dyplomowa Małgorzaty Chomicz to

JEDEN WIELKI PLAGIAT !!!!

Nie będę gołosłowny. Poniżej zamieszczam szereg zdjęć pracy dyplomowej M. Chomicz i zdjęć źródłowych, skąd pochodzi tekst, który przypisywała sobie „autorka” tejże „pracy”.

W pracy celowo i świadomie ukryto zapożyczenia, gdyż praca ta nie posiada przypisów lub cudzysłowów w miejscach gdzie M.Chomicz dokonywała ordynarnych „zapożyczeń”.
Jej praca to nie wykład uzupełniający dorobek artystyczny, jak to ma miejsce w przypadku doktoratu, czy habilitacji na kierunkach artystycznych. Ta praca jest typową pracą teoretyczną, o charakterze monograficznym, a to że jest PLAGIATEM, to już sarkastycznie powiem – to szczegół.

Pragnę zauważyć, że nie jest to praca przypisywana M. Chomicz, jak to „robiono” w moim przypadku. PLAGIAT JEST PRACĄ MAŁGORZATY CHOMICZ i tego nie da się zmienić, ani przykryć bezczelną i zakłamaną publicystyką Sochy.



Jak Pan prof. Czachorowski teraz się czuje „ w tym zacnym gronie” (to pańskie słowa) plagiatorki i intrygantki oraz kłamczuchy. Powiadają, że jabłko pada niedaleko od jabłoni, a swój ciągnie do swego. No, ale żeby nie być znowu oskarżonym, że „w bardzo brzydki sposób i na bardzo niskim poziomie intelektualnym obrażam zarówno osobę, która przesłała dokumenty do Centralnej Komisji  jak i inne osoby zabierające głos w tej sprawie” przejdę do rzeczy.

Podpisuję się pod Pańskimi słowami „Znacznie ważniejsze jest załatwianie sprawy. To decyduje o wizerunku całej społeczności. Nie tyle problem w tym, że ewentualnie gdzieś popełniono plagiat ważne jak my na te zjawiska reagujemy”.

WŁAŚNIE!!!  Ciekawe jak zareagują na ten fakt władze naszej Uczelni w osobach JM. Rektora i Prorektora Białuńskiego, uczulone na wszelkie przejawy „naruszania norm etycznych” na naszym Uniwersytecie,   jakie będzie teraz „profesorskie gadanie”  profesora Czachorowskiego, jak zareagują media z „Debatą” na czele i jej czołowym Małym Wielkim Manipulatorem niejakim Sochą. Co na to panowie Marek Wroński i Józef Wieczorek.

Pragnę w tym miejscu zwrócić uwagę, że w świetle prawa fakt popełnienia przez Małgorzatę Chomicz plagiatu w swojej pracy dyplomowej skutkuje pozbawieniem tytułu zawodowego magistra i nieważnością nadanych następnych stopni doktora i doktora habilitowanego.  














PS.
Jakże teraz nowego znaczenia nabierają słowa M.Chomicz, która w odpowiedzi na mój pozew pisała o rzekomo mojej pracy: „Pozwana miała niegdyś w swoich zasobach pracę Szymona Bojko pt. „Polska sztuka plakatu” (Warszawa 1971), (…) a wynik konfrontacji pozwalał na jednoznaczną konstatację, że praca jest w dużej mierze kompilacją z dzieła Szymona Bojko”.

No, właśnie !!! teraz chyba już wszyscy wiedzą po co miała książkę Sz.Bojko. Tylko ta zakłamana kobieta już się sama pogubiła w swoich kłamstwach, albowiem musiały jej się pomylić prace. OSKARŻAJĄC MNIE – PRZEGLĄDAŁĄ SWOJĄ PRACĘ !!!  gdyż „treść samej pracy intrygowała pozwaną, bowiem wydawało się jej, że jej treść  jest jej znana skądinąd” (cytat z odpowiedzi na pozew autorstwa M.Chomicz)

Pro memoria pani Chomicz: „kto mieczem wojuje ten od miecza ginie”

poniedziałek, 11 listopada 2013

„Profesorskie gadanie” czyli Stanisław Czachorowski, a sprawa Obarka.

"Profesorskie gadanie" tak zatytułował swój blog pan profesor Stanisław Czachorowski, który dzisiaj w bardzo, bardzo przydługiej formie był łaskaw wypowiedzieć się na temat mojej osoby.


profesor Stanisław Czachorowski źródło: portal www.olsztyn24.com.pl

Czytając wynurzenia pan Profesora, już na samym wstępie należy być czujnym, gdyż jak to sam określa, zawartość jego tekstów, to „pogawędki prowincjonalnego profesora biologii, entomologa i hydrobiologa, (…) z  przygodnymi czytelnikami”. Otóż to, nic dodać nic ująć.
Po  długim i strasznie rozwlekłym wstępie opowiedzianym w stylu „pogawędek prowincjonalnego profesora” mającego „rzucić na kolana” potencjalnego czytelnika, pan Profesor przystępuje do rzeczy, zarzucając mi atakowanie na moim blogu tekstami  na bardzo niskim poziomie intelektualnym, w bardzo brzydki sposób  ad personam osób   odgrywających istotną rolę w uknutej przeciwko mnie intrydze.

Ba, pan Profesor idzie znacznie dalej twierdząc, że na moim blogu trudno znaleźć język argumentacji i że jest to głównie opluwanie innych osób w uczelni, komisji etyki, rektora itd. dokonywane w kontekście dziecinnych, złośliwych wierszyków i karykaturalnie zmienionych zdjęć.

W tym kontekście żałować należy, iż pan Profesor nie potrafi zachować naturalnego dystansu do oczywiście satyrycznej formy mojego bloga.

Ale z drugiej strony ten  autorytet moralny ze świata bezkręgowców ( pisze „…Broń się człowieku i swojego dobrego imienia (podkreślenie moje P.O.)ale godnymi metodami i należytym stylem! Jeśli podpisujesz się stopniem zawodowym "profesor", to trzymaj się standardów języka akademickiego! Pokornie proszę...” , …a więc jakim?  

Takim bez kręgosłupa?

To mi Pan radzi, ten standard, bo wtedy wszystko będzie dobrze, bo mam zamilknąć, bo jak wypowiadał się jeden ze świadków w procesie Małgorzaty Chomicz, gdyby Obarek siedział cicho, to nie byłoby tematu, to dziennikarze nie mieliby zleceń na pisanie.

Ostatecznie, to na UWM-ie chcieli mnie tylko ukarać drobną karą upomnienia, aby pan Rektor mógł postawić na swoim, nawet wbrew prawu. 

To proponuje mi Pan w ramach dyskusji akademickiej? W ramach przyjętych w Pańskim bezkręgowym świecie standardów?

Dawno nie spotkałem się z większą hipokryzją niż ta, którą zawarł Pan w tym napuszonym intelektualnie zdaniu. Stara się Pan prezentować jako intelektualista, ale na zadane Panu wcześniej na moim blogu pytanie, jak Pan by się zachował w podobnej do mojej sytuacji, to do chwili obecnej Pan milczy. Czy  może też Pana tym pytaniem „oplułem”?

Jak według Pana mam się bronić. Jeżeli próbuję zrobić to w Sądzie (no bo gdzieżby indziej), to pisze Pan wtedy, że ten Obarek zastrasza ludzi przez proces sądowy.

Gdy obnażam fałsz i zakłamanie oraz rozmaite krzywoprzysięstwa osób zeznających w Sądzie prezentując na to dowody,  – to wówczas używając Pańskiej frazeologii, bardzo Pana zdaniem akademickiej i intelektualnej, by nie, rzec profesorskiej, „opluwam” autorytety uczelniane.

A może to jest właśnie tak, że to ja jeden nie zgadzam się na to aby niszczono ludzi, aby przeciwstawić się fałszowi, hipokryzji i zakłamaniu i może to mój głos w obronie godności mojej osoby i bliskich jest jedynym, który  ma nie dopuścić do tego, aby „bierność rozzuchwalała niegodziwców”. Przecież to jest Pański postulat !!!

Dlaczego mam milczeć, gdy dzieje się przemoc w rodzinie, naszej Akademickiej Rodzinie!!!

Ale  do rzeczy panie Profesorze. Językiem argumentacji postaram się Panu odpowiedzieć na Pański obraźliwy i naprawdę na niskim poziomie tekst kierowany ad personam do mnie, w kontekście przemocy w rodzinie i pedofilii, nawołujący do rozprawy ze mną tylko dlatego, że piszę prawdę.

Na moim blogu znajdują się teksty, które każdy uważny  Czytelnik, niekoniecznie z tytułem, czy stanowiskiem profesorskim jest  w stanie bez najmniejszych przeszkód rozpoznać jako argumentację obnażającą perfidię kreatorów prowokacji pod nazwą, a właściwie pod kryptonimem  „plagiat Obarka”.

Jakie larum Pan podnosi, gdy piszę jedno udowodnione zdanie, wykazując tym samym, że dziennikarz, który wykreował się na niezależnego, jest skorumpowanym pisarczykiem. Ten dziennikarz Adam Socha sam to przyznaje!!!! Mówi nawet ile dostaje za to pieniędzy !!!

Dlaczego nie analizuje Pan tekstów jego autorstwa. Dlaczego nie reaguje Pan na jego manipulacje i przekłamania pisane na zlecenie?


Czy w moich tekstach brak jest wystarczających argumentów w zdaniach dotyczących anonimowych donosicieli, którzy w najobrzydliwszej formie, bo pod płaszczykiem anonimu, starają się twierdzić, że robią to pro publico bono?

No, ale skoro Pan tak uważa, to dyskusję pozostawmy na potem. Ponieważ zarzuca mi Pan brak argumentacji, to WZYWAM PANA ABY PAN TO UDOWODNIŁ, gdzie i w którym miejscu brak jest argumentacji, co jest gołosłowne, co sobie wymyśliłem. Mam nadzieję, że nie zabraknie Panu odwagi na merytoryczną dyskusję.

Wzywam Pana w imię tego co Pan twierdzi. Niech to nie będzie z Pańskiej strony czcza retoryka i pozbawione sensu zdania, niech to będzie dyskusja, której mi Pan odmawia. Niech Pan zacznie polemizować, a może wreszcie dostrzeże Pan mechanizm działania zarówno Debaty,  w osobie Adama Sochy, jak i „anonimów” i ich sponsorów. Niech Pan zacznie w końcu obracać się w świecie … który ma kręgosłup.

PS.

Oczekuję na Pański wybór jakiegokolwiek mojego wpisu na blogu, aby poddać go weryfikacji.  



Polemika profesora Stanisława Czachorowskiego




Moja odpowiedź:



Panie Profesorze, dziękuję za podjęcie mojego wyzwania. Co prawda, spodziewałem się tak jak Pan sugerował merytorycznych kontrargumentów na zawarte w moich tekstach, ale skoncentrował się Pan na razie tylko na jednym,  „czy zamieszczanie złośliwego i przerobionego wierszyka "Kłamczucha ma coś wspólnego z dyskusją czy tylko erystyczny zabieg na poniżenie świadka”?

Pozwolę więc sobie odpowiedzieć Panu na Pańskie pytanie. Zabieg formalny polegający na zastosowaniu motta dotyczy rozmaitych publikacji tekstowych, jak również graficznych. Jak każdy autor umieszczam motto na wstępie tekstu celowo, aby zgodnie z publikowanym tekstem odzwierciedlać treść przewodnią wpisu. Jestem artystą i szczególnie akceptuję artystyczne formy wyrazu np. takie jak wiersz.

Tak więc na razie nie widzę niczego złego w zamieszczaniu „dziecinnych, złośliwych wierszyków”, chociaż nie wszystkie są dziecinne, a niektóre wyszły spod pióra uznanych i cenionych poetów. Z treści tych jak Pan to określił wierszyków, czy tekstów piosenek wynika jednoznacznie  pewna dydaktyka, gdyż wszystkie  kończą się puentą i morałem, a wnioski z nich płynące wyjaśniają w lapidarnej formie wiele kwestii.

Zaś co do treści tych „wierszyków”, proszę mi odpowiedzieć Profesorze, jak nazwałby Pan sądowego świadka, od którego Sąd odebrał przysięgę, że będzie mówił prawdę i tylko prawdę, - po czym ten świadek zeznaje, na pytanie sądu czy praca doktorska może być w formie luźnych kartek i czy musi być podpisywana

,„Sama pisałam pracę i na I stopień, i na II, i miały identyczną formę. Nie robiłam żadnych okładek. Nawet wiele lat temu prace takie pisało się ręcznie, recenzje też. Nikt pracy nie podpisywał. Ja też nie podpisywałam.” 


(aby nie być posądzony, że cokolwiek nadinterpretuję, to cytat ten pochodzi z artykułu Pańskiego ulubionego dziennikarza Adama Sochy).


W ten sposób świadek  dokonuje oceny przypisywanej mi pracy!!! 
Panie Profesorze, tak zeznaje w sądzie świadek pod przysięgą!!! 

A ja mam dowód na to, że ten świadek KŁAMIE i zamieszczam ten dowód przy wpisie. To jak by Pan nazwał tego świadka? Proszę odpowiedzieć, jaki eufemizm Pan wymyśli. No przecież jest to najzwyklejsze kłamstwo. Nazwanie przeze mnie Wioletty Jaskólskiej Kozuchą-Kłamczuchą jest najdelikatniejszym epitetem na jaki można się zgodzić zważywszy okoliczności sprawy. 

Chce Pan erystyki, to proszę wykazać mi, że jest to niezgodne z prawdą!!!

Czy to ma coś wspólnego z dyskusją? Panie Profesorze o jakiej dyskusji w wykonaniu pani Wioletty Jaskólskiej mówimy? Proszę samemu sobie w tym kontekście odpowiedzieć, czy ja ją poniżyłem, czy Ona składając fałszywe zeznanie poniżyła się sama.

 Ja nazwałem jedynie rzeczy po imieniu. Dla przypomnienia lub dla równowagi akademickości naszej wymiany zdań pozwolę sobie przytoczyć popularną definicję kłamstwa, która za kłamstwo uznaje wypowiedź zawierającą informacje niezgodne ze stanem faktycznym. Kłamca przekazuje informacje niezgodne z jego przekonaniem o rzeczywistości z intencją, by zostały one wzięte za prawdziwe.

Panie profesorze, w duchu tej naszej dyskusji proszę sobie raczej zadać pytanie dlaczego ludzie kłamią, dlaczego profesor Jaskólska w odpowiedzi na niezręczne dla niej pytanie zdecydowała się kłamać przed sądem w kwestii swojej własnej pracy. Nie chcę Pana wyręczać, ale w ocenie wszystkich zajmujących się tematem kłamstwa, po to, by osiągnąć określoną korzyść lub osiągnąć zamierzony cel.

Czy powinienem oskarżyć panią Profesor o krzywoprzysięstwo? Jak wówczas by Pan reagował. Czy spotkałby mnie zarzut, że ten okropny Obarek znowu straszy sądem. Odnoszę czasem wrażenie, że cokolwiek bym uczynił, w oczach moich przeciwników zawsze zrobiłbym coś źle. Tak więc Panie Profesorze chętnie posłucham Pańskiej rady, proszę napisać jak powinien wyglądać modelowy wpis na blogu, po stwierdzeniu kłamstwa świadka, który nota bene nie był moim świadkiem tylko świadkiem M.Chomicz.

I trochę z innej beczki, gdybym chciał poniżyć Panią Jaskólską nazwałbym ją trochę inaczej, ale nie taki był mój zamiar i zamysł. Ja nazywam po prostu rzeczy po imieniu. Jak ktoś kłamie, to jest kłamcą.


Panie Profesorze ja nie chcę się tłumaczyć ja mogę tylko rozwiewać rozmaite wątpliwości. Pisał Pan o erystyce. Proszę więc zastosować się do jej reguł. A ja z miłą chęcią uczynię to samo. I proszę o rzeczową polemikę.




Co do drugiego przykładu. Odpowiem bardzo krótko.
Jest takie powiedzenie – uderz w stół a nożyce same się odezwą.

Panie Profesorze, to Pan stwierdza, „że ja sugeruję, mijając się z faktami, że pan red. Socha bierze pieniądze od senatora Góreckiego za teksty w Debacie o "Obarkowie" i relacje z procesu. To fałszywa interpretacja, nic takiego z zamieszczonych przez Pana i red. Sochę informacji nie wynika.”

Tak, Panie Profesorze,to fałszywa interpretacja albowiem nic takiego z zamieszczonych przeze mnie informacji nie wynika.
Sam Pan to widzi i wmawia mi, że ja to sugeruję? Masakra, przecież sam Pan sobie zaprzecza. Nie tylko erystyka się kłania Panie Profesorze ale również logika.

Dla porównania i obiektywnej oceny Czytelników pozwolę sobie przekopiować cały wpis dot. A.Sochy i proszę wskazać w którym miejscu są przypisywane mi przez Pana stwierdzenia.

No cóż widać, że to już taki typ, podłego i mizernego charakteru, który pod płaszczykiem niezależnego dziennikarza za pieniądze z biura senatorskiego wykonuje różne zlecenia, a któremu nie obce jest nawet krzywoprzysięstwo.




Panie Profesorze, trochę mniej demagogii. Naprawdę trudno z tego tekstu wyczytać coś więcej ponadto co zostało napisane. Na temat Adama Sochy niedługo zamieszczę nowy wpis, więc z pewnością będzie sporo do dyskutowania.