„ Wykluczonymi ze społeczności ludzi
honorowych są osoby, które dopuściły się pewnego ściśle kodeksem honorowym
określonego czynu; a więc indywidua następujące:
(…) piszący anonimy;
(…) oszczerca;
(…) paszkwilant i członek redakcji
pisma paszkwilowego;
(…) rozszerzający paszkwile.”
Władysław
Boziewicz, Polski Kodeks Honorowy
Według Ervinga Goffmana, maski są fasadą, którą budujemy w kontakcie z
innymi ludźmi i bez względu na rolę, służą do manipulacji otoczeniem. W
pierwszym rzędzie korzystają z nich takie osoby jak Małgorzata Chomicz, dla
której posiadanie drugiej twarzy jest niezbędne do życia.
Maski pozwalają jej udawać kogoś zupełnie innego, kim
nie jest, Maskami kamufluje swoją prawdziwą naturę; udając przymilną, sympatyczną
i uczynną. W przybranych przez siebie maskach udaje i pozuje na wspaniałą,
uczciwą, prawie doskonałą osobę, wrażliwą artystkę, ideał. Dzięki maskom ukrywa
przed ludźmi swoją prawdziwą twarz, łatwiej jej wykonywać pewne zadania, bo
jest w nich anonimowa, jest nieznana.
Ukrywanie pod maską prawdziwej tożsamości, tym kim się
jest tak naprawdę, prędzej czy później wyjdzie jednak na jaw. Wtedy można
zdemaskować tę całą grę, ujawnić obłudę i fałsz, a na światło dzienne wychodzą
kłamstwa, tajemnice, sekrety, wady i ukrywana pod maskami prawdziwa twarz i
natura osoby zazdrosnej o wszystko i wszystkich, prawdziwy obraz małej, źle
wychowanej i złośliwej Wredoty.
Głównym problemem M. Chomicz zawsze były osoby zdolniejsze i
mądrzejsze, to przeciwko nim zawsze uruchamiała cały arsenał podłości i
draństwa, i to z nimi prowadziła koszmarne gry podjazdowe w celu uzyskania
jakiejś korzyści. O początku istnienia Wydziału Sztuki notorycznie dezorganizowała
plany, zajęcia i organizację pracy, intrygowała i prowadziła koszmarne gry
podjazdowe w celu uzyskania jakiejś korzyści.
W kwietniu 2012 r. Adam Socha w
jednym ze swoich debaciarskich tekstów napisał
taki zawoalowany tekst -„Małgorzta Chomicz już od 2 lat chodzi do rektora ze
sprawami służbowymi (…po czym już sama M. Chomicz dodaje), szłam do rektora
i tę pomoc zawsze otrzymywałam.” Jaką pomoc, w jakich sprawach, za jaką
cenę?
Intryganctwo zawsze idzie w parze z przerośniętą i wybujałą
ambicją. Gdy okazało się, że jako dziekan chcę zastosować się do
zgłaszanych pod adresem M. Chomicz krytycznych uwag Państwowej Komisji
Akredytacyjnej i nie tolerować dłużej jej egoistycznych interesów i chorych
ambicji, M. Chomicz która między innymi w swoim interesie miała utrzymanie
posady poczuła się zagrożona.
Mieszkając we Włoszech M. Chomicz
wymuszała wygodny dla siebie czas i tryb prowadzenia zajęć. Doszło już
do tego, że pracując tylko 30 dni w roku akademickim zaczęła systematycznie
odmawiać pracy na rzecz Instytutu oraz Wydziału.
Chcąc utrzymać te swoje chore
przywileje M. Chomicz przystąpiła do ataku. Okazja stwarza złodzieja. Zakrojony
atak na moją osobę nastąpił, kiedy na Uniwersytecie ubiegałem się o reelekcje
na stanowisko Dziekana Wydziału Sztuki. W tym samym czasie na UWM, anonim -
Małgorzata Chomicz, oskarżyła mnie o mobbing i szykany. Ten zmasowany atak miał
stać się pożywką dla lokalnych mediów, olsztyńskiej Gazety Wyborczej i Debaty.
Wszystko to później okazało się nikczemnym pomówieniem.
W przejęciu władzy na Wydziale Sztuki UWM interes miało
więcej osób. Nieujawniony publicznie, aż do teraz, dowód z korespondencji
anonima Małgorzaty Chomicz z doradcą Ministra Barbary Kudreckiej, Markiem
Wrońskim (namaszczonym przez system ścigaczem plagiatów) ujawnia sieć relacji,
mających na celu pozbawienie mnie zdobytych stopni naukowych. Jak wynika z
treści wiadomości, Chomicz pozostaje w kontakcie z członkiem prezydium
Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych Rafałem Strentem
(promotorem jej pracy), przewodniczącym Komisji Dyscyplinarnej UWM Zbigniewem
Endlerem oraz tajemniczym darczyńcą. Marek Wroński, przekazał tą korespondencję jako przykład, Kierowniczce
Biura Minister Barbary Kudryckiej z dopiskiem –
"jak załatwia się takie sprawy...".
M. Chomicz do Marka Wrońskiego
Marek Wroński do M. Chomicz
Marek Wroński do Zastępcy Dyrektora Biura Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Zastępca Dyrektora Biura Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego do pracownika MNiSW
Pracownik MNiSW do prof. Obarka
Ta pochwaliła się, innemu pracownikowi, który przekazał ją
mnie. Ujawniona korespondencja w organie publicznym przedstawia zaangażowanie
osób w działaniach mających na celu pozbawienie mnie stopni naukowych. Osobie
która mi ją przekazała, złożono propozycję nie do odrzucenia - natychmiastowego
zrezygnowania z pracy w Ministerstwie.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego to nie
jedyna instytucja, która pochwala złe praktyki.
Ponieważ 30 kwietnia 2012 r.
kończyła się M. Chomicz umowa o pracę, a rozstrzygnięcie konkursu miało
nastąpić 20 kwietnia 2012 r., a więc już
po wyborach dziekańskich M. Chomicz
obawiając się, że może nie wygrać konkursu przystąpiła do szeroko zakrojonej
ofensywy.
Najpierw zaatakowała skład komisji konkursowej, a następnie gdy nie
przyniosło to skutku zaatakowała bezpośrednio mnie. Rozpoczęło się obrzucanie
mnie błotem, a wszystko to w okresie wyborczym. Cel był jeden, ostracyzm mojej
osoby - tak zohydzić mój wizerunek, aby każdy student, doktor, czy profesor
naszej Uczelni reagował ze wstrętem na sam dźwięk mojego nazwiska, którego
pejoratywnym synonimem stało się za sprawą debaciarskiego propagandzisty, Obarkowo.
W 1992 r Małgorzata Chomicz „napisała”, a właściwie
przepisała pracę dyplomową „Dzieło sztuki, czy dokument społeczny”. Szerzej
pisałem na ten temat w jednym z wpisów na swoim blogu:
Miała już więc za sobą pierwsze doświadczenia w
produkowaniu plagiatów, a z wiekiem wiedziała, że najgorszym, i najbardziej
skutecznym, jak napalm po suchym lesie jest dla nauczyciela akademickiego
oskarżenie o plagiat, to niszczy człowieka. Nie wiem czy M. Chomicz sama
wymyśliła tę nikczemną zagrywkę, czy nie, mogę jedynie się domyślać. Istotne,
że znalazła sekundantów i pomocników, za jaką cenę – o tym później. Ten
plagiatowy atak był dwucelowy: pozbawić mnie funkcji dziekana oraz zablokować
moją procedurę profesorską, a w tym draństwie nieocenionymi chomiczowymi
sekundantami byli R. Strent i M. Wroński.
Scenariusz był prosty, ponieważ w
żaden sposób nie można było zakwestionować moich prac artystycznych należało
zdobyć egzemplarz mojej pracy kwalifikacyjnej (doktorat), dokonać kilku
przeróbek, następnie skserować egzemplarz … i poinformować kogo trzeba.
Ponieważ sprawa była szyta grubymi nićmi, Małgorzata Chomicz, która imiennie nie
obawiała się oskarżać mnie o mobbing i szykany, nagle w obawie o mój odwet
postanowiła zostać „anonimem”.
Spreparowana
kopia mojej pracy wysłana została anonimowo do Centralnej Komisji ds. Stopni i
Tytułów, gdzie czekał już na nią Rafał Strent, jak już pisałem, znaczna figura
w CK, członek Prezydium CK.
Udowodnione jest, że anonimy pojawiają się w okresie zmian
na stanowiskach, przetasowaniach personalnych, czy powyborczym „podziale łupów”,
a dzieje się tak wówczas gdy, adwersarzem donosiciela jest osoba górująca nad
nim prestiżem, intelektem lub pozycją społeczną. M. Chomicz z pełną premedytacją
zatruła atmosferę wśród artystów na naszym Wydziale.
Wybory na dziekana przegrałem skutkiem intrygi M. Chomicz, która
w nagrodę, jak doniósł 19 kwietnia 2012 r. Adam Socha „wygrała w piątek 20.04., konkurs
na profesora UWM, tym samym (M. Chomicz) pozostaje na Wydziale Sztuki”. Socha
to wie już dzień wcześniej !!! Jasnowidz, czy kreator rzeczywistości?
Małgorzata Chomicz zeznawała w
Sądzie, że moją pracę, którą wysłała anonimowo do CK i którą przekazała A. Sosze
otrzymała w październiku 2011 r. od Adolfa Gwozdka, tylko że w Sądzie zeznając
Adolf Gwozdek nie poznawał pracy, którą przekazał M. Chomicz, mało tego napisał
nawet oświadczenie, w którym wyraźnie stwierdził, że kserokopia, którą
posługiwała się …nie jest tą pracą, którą jej przekazał.
No jasne, że nie jest, ponieważ to co
jej przekazał to nie była kserokopia !!!
W dodatku NIE sporządzona z oryginalnej pracy, ale tego nie chcieli dostrzec,
a może nie mogli, sędzia dwojga imion lub nazwisk Wojciech Wacław (o którym
też będzie pokrótce w następnych odsłonach) oraz prominenci z Centralnej
Komisji realizujący prace zlecone na bazie … anonimu.
Wioletta Jaskólska, w październiku
2013 r. na jednym z portali społecznościowych na stwierdzenie,
„że to prof.
Chomicz musi udowodnić że ma oryginał. Takie są warunki procesu cywilnego”
odpowiada:
„ no to z tym gorzej będzie”.
Niezłe.
Sprawę doktoratu obroniłem, nie
odebrano mi go, tak jak nie odbiorą mi mojej habilitacji, tylko co z tego skoro
draństwo M. Chomicz przyniosło zamierzony skutek, destrukcję mojego prestiżu.
Zastanawiam się czy patrząc w lustro M. Chomicz nie czuje obrzydzenia do samej
siebie, bo każdy normalny, niepokręcony osobowościowo człowiek miałby
niewątpliwie odruch wymiotny.
Na koniec tego odcinka zacytuję wypowiedź W. Jaskólskiej:
„gdyby obarek
siedział cicho na tyłku jak mu podtrzymano w mocy doktorat i nie nagłasnieła
sprawy że został oczyszczony i nie ciągął po sądach Chomicz i sochę to dziś
nikt nie wyciągał by mu plagiatu w habilitacji”.
Cytat w pisowni oryginalnej pochodzi z października 2013 r.
Od czasu sławetnego anonimowego donosu, Rektor Ryszard Górecki wielokrotnie
honorował M. Chomicz medalami, orderami, nagrodami finansowymi, również za
wyimaginowane sukcesy artystyczne, tym samym honorował „anonimową” donosicielkę,
odpowiadającą za sfabrykowany donos i fałszywe oskarżenie o mobbing i szykany.
Nagradzał tę nikczemną osobę, za sprawą której przetargano mnie po wszystkich
możliwych na uczelni komisjach.
Nie wiem i nie rozumiem dlaczego w ten sposób broni
wykreowanego fałszu i dlaczego nagradza kogoś kto powinien być wykluczony z
grona ludzi honorowych, chyba, że honor ma za nic, bo liczy się układ. Układ
zamknięty do otwierania postępowań trwa - ViVAT Academia! Vivat Profesores!
Vivat Profesores!
OdpowiedzUsuńProf.Stanisław Czachorowski (działacz KOD )
w swoim profesorskim gadaniu:
"W obronie prof. Małgorzaty Chomicz",
anonimowy donos do CKK, nazwał:
"elementem pożądanej dbałości o jakość i rzetelność naukową".
To też jest jakaś metoda. Ja wolę o takie rzeczy dbać pod własnym nazwiskiem. No ale o gustach się nie sprzecza.
OdpowiedzUsuńW czasach gdy byłem w USA, razem ze złożonym doniesieniem donosiciel do IRS (Urzędu Kontroli Skarbowej) musiał wpłacać kaucję gwarancyjną, że nie kłamie.
Prof. Obarek powinien opisać jeszcze, jak ta pani, groziła swemu dobroczyńcy mafią kalabryjską...
OdpowiedzUsuńWow! Really?
UsuńProf. Obarek powinien opisać jeszcze, kiedy ta pani miała zatwardzenie.
OdpowiedzUsuńZatwardzenie zwane zaparciem, to utrudniony pasaż treści jelitowych (kałowych),
OdpowiedzUsuńo czym tu pisać?
Wystarczy spojrzeć na te wyłupiaste gały. Od razu widać parcie na szkło.
Lepiej poczytajcie o tym prof. Czachorowskim, miłośniku denuncjatorów, to jest ciekawy temat.
OdpowiedzUsuńhttp://www.debata.olsztyn.pl/blogi/adam-jerzy-socha/4946-odpowiadam-prof-czachorowskiemu-najnowsze-slajd-kafelek.html
Oj! Wojna każdego z każdym. Nie ma tylu gałązek oliwnych na Świecie, by to wszystko zażegnać.
UsuńPlagiaty to dla wielu codzienność, aż szkoda słów.
OdpowiedzUsuń