piątek, 30 grudnia 2016

Symetrzak, czyli Obarek vs Górecki z Deb@tą w tle.

One can steal ideas, but no one can steal execution or passion.
(Pomysły można ukraść, ale wykonania i pasji już nie).
Timothy Ferriss



Od kilku dni mam nieodparte odczucie déjà vu, coś na kształt zapętlonej niekończącej się opowieści albowiem mój osobisty dziennikarz – Adam Socha, po okresie hibernacji ocknął się z letargu i „przypomniał” sobie o Piotrze Obarku. Na łamach internetowej Debaty w ciągu zaledwie kilku godzin zamieścił aż dwa „sponsorowane” artykuły poświęcone mojej osobie.

A więc, jak mówią znawcy literatury „ogary poszły w las”, chociaż może jest to krzywdzące dla ogarów, bo to łagodne psy, a te spuszczone z łańcucha przez rektora Góreckiego to bardziej charakterem przypominają rottweilery niż ogary, a przynajmniej jeden, bo ten drugi to też może bardziej moskiewski stróżujący.

Zresztą co tu dużo pisać, generalnie oczekiwania rektora Góreckiego względem swoich hołdowników są wygórowane, raczej z kategorii tych mission imposible czyli w stylu „żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że czarne jest czarne a białe jest białe”, że zacytuję klasyka. Jak się już pewnie wszyscy domyślają chodzi o naruszenie moich praw autorskich. Ironią losu w tym przypadku rektor Górecki znalazł się na odmiennej, chociaż ostatnio coraz częściej przypadającej mu pozycji, pozycji obwinionego czyli sprawcy






Ostatnie liczne skandale opisywane w mediach, głośne w naszej społeczności z pierwszoplanową rolą rektora Góreckiego przedstawiają jednoznaczny obraz nepoty, będącego kolokwialnie mówiąc, niejednokrotnie na bakier z prawem, kupującego sobie hołdowników w sposób powszechnie uznawany za nieetyczny ( http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4067-ujawniamy-olsztynskie-elity-zwiazane-z-po-kupowaly-po-promocyjnych-cenach-za-posrednictwem-slupow-ziemie-od-panstwowej-uczelni ), wydającego niezgodnie z prawem publiczne pieniądze http://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/olsztyn/5475-uwm-musial-zwrocic-pol-miliona-dotacji-prokuratura-szuka-winnego-najnowsze-slajd-kafelek.html ), próbującego ( nawet z pewnym skutkiem) z pomocą swoich wyznawców naginać uczelniane prawo do swoich partykularnych interesów
  






lub tworzyć kuriozalne własne zasady prawne jak np. znane już w całej Polsce zarządzenie w sprawie księgi marki.


Środowiska akademickie są bardzo złożone, są w nich również „jednostki o chorobliwym charakterze i egocentrycznym wyobrażeniem o swojej wyjątkowości, przez co swoimi zachowaniami lubią pomniejszać cudze zasługi, by pośrednio podkreślać własne. Kiedy dotrą do stanowiska kierowniczego, chętnie usuwają ze swojego otoczenia ludzi zdolnych. To miernoty, które kryje tytuł i stanowisko".

Dotychczasowa bezkarność działań rektora Góreckiego  ma ten negatywny skutek, że w poczuciu bezkarności i w sile swojej zabetonowanej pozycji rektor Górecki zawłaszcza coraz nowe obszary, również własność intelektualną (a tak à propos nikt nawet nie odważy się sprawdzić publikacji rektora, szczególnie tych po angielsku).





Przez kilka ostatnich lat rektor Górecki zrobił ze mnie pozbawionego zasad moralnych akademickiego renegata ( vide twórczość Sochy w Debacie), którego Uniwersytet „nie
może obejmować swoimi auspicjami działalności kontra dobrym obyczajom akademickim” – dobre ! – ale to Szczechowicz, nie Górecki.

Ależ jak na prawdziwego symetrzaka przystało, panie rektorze ma pan znacznie gorszą prasę ! Znacznie haniebniejszą publicity. Ja panie rektorze jak tylko mogę, to krzyczę, że jestem niewinny, a pan nawet nie zabrał głosu w najbardziej bulwersującej sprawie, sprawie rzekomego wyroku, który jak „mówi fama” potwierdziła wydająca go sędzina.  Tu nasza symetria się kończy. Ja na swoim koncie nie posiadam żadnych wyroków.

Betonowy stelaż pańskiej pozycji, ma jednak jedną wadę, w chwilach zagrożenia, nie pozwala salwować się ucieczką, jest za ciężki. Nie pozostaje więc nic innego jak zasłaniać się hołdownikami … i przystępować do kontrataku.


7 października 2016 r. rektor Górecki został poinformowany przez reprezentującą mnie panią mecenas o dokonanych naruszeniach moich praw autorskich i mojej propozycji podjęcia negocjacji.








Po dwóch miesiącach oczekiwania na reakcję spotkałem się Ryszardem Góreckim, na prywatnej audiencji w gabinecie Jego Magnificencji Rektora Uniwersytetu Warmińsko - Mazurskiego, Senatora Platformy Obywatelskiej V, VI i VII Kadencji Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, Kawalera Złotej i Srebrnej Gwiazdy Orderu Wschodzącego Słońca Cesarza Mutsuhito, Autora Wyjątkowej Rozprawy Habilitacyjnej Studia Nad Wigorem Nasion Roślin Strączkowych etc, etc, oczywiście w warunkach kameralnego  tête-à-tête, wedle życzenia Magneficencji.

Ponieważ spotkanie miało odbyć się bez świadków, a pacta sunt servanda,  nie zrelacjonuje tej audiencji. Powiem tylko tyle, że na koniec spotkania rektor Górecki wręczył mi prezent – chusteczkę, w pudełeczku ozdobionym … „nowym” kuriozalnym logo UWM – no, wpadka na całego. Oczywiście rektor Górecki jak tylko zorientował się w swojej gafie, zaraz podarł pudełeczko, a ja zostałem prawie z niczym, z …odartą ze wszystkiego … chusteczką.

8 grudnia reprezentująca mnie kancelaria pocztą mailową zaprezentowała propozycje
rozwiązania dokonanych przez rektora Góreckiego naruszeń moich praw autorskich do logo Uniwersytetu. W odpowiedzi reaktywowany do zadań specjalnych „pełnomocnik prawny” UWM Jarosław Szczechowicz mailem przesłał informację, że stanowisko w sprawie mojej propozycji zostanie przedstawione w terminie, tj. do 16 grudnia. I co? i nic.

Strategia rektora Góreckiego długo wykuwała się w ciszy magnificencjalnego gabinetu.
I tak wróciliśmy do początku mojego wpisu – zatoczyliśmy koło – reaktywowany pretorianin, obudził z letargu apologetę. Wykazywać się czas zacząć.

Mordor zwiera swoje szeregi i tworzy kolejną wielką prowokację publikując na łamach Debaty kolejną fałszywkę (jak to już miało miejsce w przypadku mojego doktoratu), nigdy nie istniejące godło UWM, którym zdaniem Szczechowicza miałbym się eufemistycznie mówiąc „ inspirować”.

No, ale czego spodziewać się po kimś, kim interesuje się „łowca plagiatów” Wroński, a którego habilitacja „obroniona” na Słowacji jest doktoratem obronionym na KUL-u w 2008 roku. 

Czego spodziewać się po kimś na kogo Prokuratura Okręgowa w Elblągu przesłała materiały do prezesa Sądu Apelacyjnego w Białymstoku wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania służbowego w efekcie czego prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie zawiesił w czynnościach Jarosława Szczechowicza. Kto uciekając od odpowiedzialności  zrezygnował z pracy w tempie ekspresowym, kto latami wykorzystywał swego rodzaju powiązania z wymiarem sprawiedliwości, z prokuraturą i lokalnymi notablami. Mam znowu nieodparte wrażenie przeżywanej sytuacji.





Pokręcone déjà vu.
To wunderwaffe rektora Góreckiego,  którego Uniwersytet nie powinien obejmować swoimi auspicjami działalności kontra dobrym obyczajom akademickim.

Strasznie się rozpisałem, czas na jakieś résumé.
Pamiętacie Czarnoksiężnika ze Szmaragdowego Grodu? Literaturoznawcy twierdzą, że jest to alegoria. Jedną z kluczowych postaci jest Wielki i Potężny Czarnoksiężnik z krainy Oz. W finale okazuje się, że nie jest on żadnym pełnym mocy czarodziejem. „Jego prawdziwa tożsamość to kuglarz, wędrowny sztukmistrz, który tworzy pozory potęgi i mocy. Dzięki temu mieszkańcom Szmaragdowego Grodu daje poczucie bezpieczeństwa. Jest w tym na tyle skuteczny, że w złudzeniu żyją nie tylko dobroduszni mieszkańcy szmaragdowego miasta, ale także czarownice, dobre i złe, które wydawać się może, powinny mieć jaką taką wiedzę o świecie”.

Może najwyższa pora aby zdjąć zielone okulary i przejrzeć na własne oczy.

I zupełnie na koniec zacytuję uchwalę o zasadach etycznego zachowania pracowników i studentów UWM „nauczyciele akademiccy i studenci UWM są zobowiązani do bezwzględnego poszanowania praw autorskich i cudzej własności intelektualnej”


Nie znalazłem w tekście uchwały wykluczenia tej zasady w stosunku do rektora.

wtorek, 8 marca 2016

JAK WRABIALI MNIE W PLAGIAT. HISTORIA MAILA Z MINISTERSTWA KUDRYCKIEJ

„ Wykluczonymi ze społeczności ludzi honorowych są osoby, które dopuściły się pewnego ściśle kodeksem honorowym określonego czynu; a więc indywidua następujące:
(…) piszący anonimy;
(…) oszczerca;
(…) paszkwilant i członek redakcji pisma paszkwilowego;
(…) rozszerzający paszkwile.”

Władysław Boziewicz, Polski Kodeks Honorowy



Według Ervinga Goffmana, maski są fasadą, którą budujemy w kontakcie z innymi ludźmi i bez względu na rolę, służą do manipulacji otoczeniem. W pierwszym rzędzie korzystają z nich takie osoby jak Małgorzata Chomicz, dla której posiadanie drugiej twarzy jest niezbędne do życia.

Maski pozwalają jej udawać kogoś zupełnie innego, kim nie jest, Maskami kamufluje swoją prawdziwą naturę; udając przymilną, sympatyczną i uczynną. W przybranych przez siebie maskach udaje i pozuje na wspaniałą, uczciwą, prawie doskonałą osobę, wrażliwą artystkę, ideał. Dzięki maskom ukrywa przed ludźmi swoją prawdziwą twarz, łatwiej jej wykonywać pewne zadania, bo jest w nich anonimowa, jest nieznana. 


Ukrywanie pod maską prawdziwej tożsamości, tym kim się jest tak naprawdę, prędzej czy później wyjdzie jednak na jaw. Wtedy można zdemaskować tę całą grę, ujawnić obłudę i fałsz, a na światło dzienne wychodzą kłamstwa, tajemnice, sekrety, wady i ukrywana pod maskami prawdziwa twarz i natura osoby zazdrosnej o wszystko i wszystkich, prawdziwy obraz małej, źle wychowanej i złośliwej Wredoty.

Głównym problemem M. Chomicz zawsze były osoby zdolniejsze i mądrzejsze, to przeciwko nim zawsze uruchamiała cały arsenał podłości i draństwa, i to z nimi prowadziła koszmarne gry podjazdowe w celu uzyskania jakiejś korzyści. O początku istnienia Wydziału Sztuki notorycznie dezorganizowała plany, zajęcia i organizację pracy, intrygowała i prowadziła koszmarne gry podjazdowe w celu uzyskania jakiejś korzyści.

W kwietniu 2012 r. Adam Socha w jednym ze swoich debaciarskich tekstów  napisał taki zawoalowany tekst -„Małgorzta Chomicz już od 2 lat chodzi do rektora ze sprawami służbowymi (…po czym już sama M. Chomicz dodaje), szłam  do rektora  i tę pomoc zawsze otrzymywałam.” Jaką pomoc, w jakich sprawach, za jaką cenę?
Intryganctwo zawsze idzie w parze z przerośniętą i wybujałą ambicją. Gdy okazało się, że  jako dziekan chcę zastosować się do zgłaszanych pod adresem M. Chomicz krytycznych uwag Państwowej Komisji Akredytacyjnej i nie tolerować dłużej jej egoistycznych interesów i chorych ambicji, M. Chomicz która między innymi w swoim interesie miała utrzymanie posady poczuła się zagrożona.

Mieszkając we Włoszech M. Chomicz wymuszała wygodny dla siebie czas i tryb prowadzenia zajęć. Doszło już do tego, że pracując tylko 30 dni w roku akademickim zaczęła systematycznie odmawiać pracy na rzecz Instytutu oraz Wydziału.
Chcąc utrzymać te swoje chore przywileje M. Chomicz przystąpiła do ataku. Okazja stwarza złodzieja. Zakrojony atak na moją osobę nastąpił, kiedy na Uniwersytecie ubiegałem się o reelekcje na stanowisko Dziekana Wydziału Sztuki. W tym samym czasie na UWM, anonim - Małgorzata Chomicz, oskarżyła mnie o mobbing i szykany. Ten zmasowany atak miał stać się pożywką dla lokalnych mediów, olsztyńskiej Gazety Wyborczej i Debaty. Wszystko to później okazało się nikczemnym pomówieniem.

W przejęciu władzy na Wydziale Sztuki UWM interes miało więcej osób. Nieujawniony  publicznie, aż do teraz, dowód z korespondencji anonima Małgorzaty Chomicz z doradcą Ministra Barbary Kudreckiej, Markiem Wrońskim (namaszczonym przez system ścigaczem plagiatów) ujawnia sieć relacji, mających na celu pozbawienie mnie zdobytych stopni naukowych. Jak wynika z treści wiadomości, Chomicz pozostaje w kontakcie z członkiem prezydium Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych Rafałem Strentem   (promotorem jej pracy), przewodniczącym Komisji Dyscyplinarnej UWM Zbigniewem Endlerem oraz tajemniczym darczyńcą. Marek Wroński, przekazał tą korespondencję jako przykład, Kierowniczce Biura Minister Barbary Kudryckiej z dopiskiem –

"jak załatwia się takie sprawy...".


M. Chomicz do Marka Wrońskiego


Marek Wroński do M. Chomicz


Marek Wroński do Zastępcy Dyrektora Biura Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego


Zastępca Dyrektora Biura Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego do pracownika MNiSW


Pracownik MNiSW do prof. Obarka

Ta pochwaliła się, innemu pracownikowi, który przekazał ją mnie. Ujawniona korespondencja w organie publicznym przedstawia zaangażowanie osób w działaniach mających na celu pozbawienie mnie stopni naukowych. Osobie która mi ją przekazała, złożono propozycję nie do odrzucenia - natychmiastowego zrezygnowania z pracy w Ministerstwie. 





Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego to  nie jedyna instytucja, która pochwala złe praktyki.

Ponieważ 30 kwietnia 2012 r. kończyła się M. Chomicz umowa o pracę, a rozstrzygnięcie konkursu miało nastąpić 20 kwietnia  2012 r., a więc już po wyborach dziekańskich  M. Chomicz obawiając się, że może nie wygrać konkursu przystąpiła do szeroko zakrojonej ofensywy. 

Najpierw zaatakowała skład komisji konkursowej, a następnie gdy nie przyniosło to skutku zaatakowała bezpośrednio mnie. Rozpoczęło się obrzucanie mnie błotem, a wszystko to w okresie wyborczym. Cel był jeden, ostracyzm mojej osoby - tak zohydzić mój wizerunek, aby każdy student, doktor, czy profesor naszej Uczelni reagował ze wstrętem na sam dźwięk mojego nazwiska, którego pejoratywnym synonimem stało się za sprawą debaciarskiego propagandzisty, Obarkowo.  

W 1992 r Małgorzata Chomicz „napisała”, a właściwie przepisała pracę dyplomową „Dzieło sztuki, czy dokument społeczny”. Szerzej pisałem na ten temat w jednym z wpisów na swoim blogu:


Miała już więc za sobą pierwsze doświadczenia w produkowaniu plagiatów, a z wiekiem wiedziała, że najgorszym, i najbardziej skutecznym, jak napalm po suchym lesie jest dla nauczyciela akademickiego oskarżenie o plagiat, to niszczy człowieka. Nie wiem czy M. Chomicz sama wymyśliła tę nikczemną zagrywkę, czy nie, mogę jedynie się domyślać. Istotne, że znalazła sekundantów i pomocników, za jaką cenę – o tym później. Ten plagiatowy atak był dwucelowy: pozbawić mnie funkcji dziekana oraz zablokować moją procedurę profesorską, a w tym draństwie nieocenionymi chomiczowymi sekundantami byli R. Strent i M. Wroński.

Scenariusz był prosty, ponieważ w żaden sposób nie można było zakwestionować moich prac artystycznych należało zdobyć egzemplarz mojej pracy kwalifikacyjnej (doktorat), dokonać kilku przeróbek, następnie skserować egzemplarz … i poinformować kogo trzeba. Ponieważ sprawa była szyta grubymi nićmi, Małgorzata Chomicz, która imiennie nie obawiała się oskarżać mnie o mobbing i szykany, nagle w obawie o mój odwet postanowiła zostać „anonimem”.  

Spreparowana kopia mojej pracy wysłana została anonimowo do Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, gdzie czekał już na nią Rafał Strent, jak już pisałem, znaczna figura w CK, członek Prezydium CK.

Udowodnione jest, że anonimy pojawiają się w okresie zmian na stanowiskach, przetasowaniach personalnych, czy powyborczym „podziale łupów”, a dzieje się tak wówczas gdy, adwersarzem donosiciela jest osoba górująca nad nim prestiżem, intelektem lub pozycją społeczną. M. Chomicz z pełną premedytacją zatruła atmosferę wśród artystów na naszym Wydziale.

Wybory na dziekana przegrałem skutkiem intrygi M. Chomicz, która w nagrodę, jak doniósł 19 kwietnia 2012 r.  Adam Socha „wygrała w piątek 20.04., konkurs na profesora UWM, tym samym (M. Chomicz) pozostaje na Wydziale Sztuki”. Socha to wie już dzień wcześniej !!! Jasnowidz, czy kreator rzeczywistości?

Małgorzata Chomicz zeznawała w Sądzie, że moją pracę, którą wysłała anonimowo do CK i którą przekazała A. Sosze otrzymała w październiku 2011 r. od Adolfa Gwozdka, tylko że w Sądzie zeznając Adolf Gwozdek nie poznawał pracy, którą przekazał M. Chomicz, mało tego napisał nawet oświadczenie, w którym wyraźnie stwierdził, że kserokopia, którą posługiwała się …nie jest tą pracą, którą jej przekazał.



No jasne, że nie jest, ponieważ to co jej przekazał to nie była kserokopia !!! 

W dodatku NIE sporządzona z oryginalnej pracy, ale tego nie chcieli dostrzec, a może nie mogli, sędzia dwojga imion lub nazwisk Wojciech Wacław (o którym też będzie pokrótce w następnych odsłonach) oraz prominenci z Centralnej Komisji realizujący prace zlecone na bazie … anonimu.



Wioletta Jaskólska, w październiku 2013 r. na jednym z portali społecznościowych na stwierdzenie, 

że to prof. Chomicz musi udowodnić że ma oryginał. Takie są warunki procesu cywilnego” 

odpowiada: 

 no to z tym gorzej będzie”. 

Niezłe.

Sprawę doktoratu obroniłem, nie odebrano mi go, tak jak nie odbiorą mi mojej habilitacji, tylko co z tego skoro draństwo M. Chomicz przyniosło zamierzony skutek, destrukcję mojego prestiżu. Zastanawiam się czy patrząc w lustro M. Chomicz nie czuje obrzydzenia do samej siebie, bo każdy normalny, niepokręcony osobowościowo człowiek miałby niewątpliwie odruch wymiotny.

Na koniec tego odcinka zacytuję  wypowiedź W. Jaskólskiej:

gdyby obarek siedział cicho na tyłku jak mu podtrzymano w mocy doktorat i nie nagłasnieła sprawy że został oczyszczony i nie ciągął po sądach Chomicz i sochę to dziś nikt nie wyciągał by mu plagiatu w habilitacji”.

Cytat w pisowni oryginalnej pochodzi z października 2013 r.


Od czasu sławetnego anonimowego  donosu, Rektor Ryszard Górecki wielokrotnie honorował M. Chomicz medalami, orderami, nagrodami finansowymi, również za wyimaginowane sukcesy artystyczne, tym samym honorował „anonimową” donosicielkę, odpowiadającą za sfabrykowany donos i fałszywe oskarżenie o mobbing i szykany. Nagradzał tę nikczemną osobę, za sprawą której przetargano mnie po wszystkich możliwych na uczelni komisjach.


Nie wiem i nie rozumiem dlaczego w ten sposób broni wykreowanego fałszu i dlaczego nagradza kogoś kto powinien być wykluczony z grona ludzi honorowych, chyba, że honor ma za nic, bo liczy się układ. Układ zamknięty do otwierania postępowań trwa - ViVAT Academia! Vivat Profesores!