Postanowiono w lesie
wreszcie wydać prawa.
Co może robić
niedźwiedź, co lis, co trawa.
Uradzono przepisy,
nowele, ustawy,
Osobno dla niedźwiedzi,
dla lisów, dla trawy.
A potem prawodawcy, co
prawa wydali,
Schodzili w bok przed
misiem, a trawę deptali...
Jan Sztaudynger
Bezprawie na prawie,
czyli słów kilka o deptaniu trawy.
Ostatnio dużo się
dzieje. A nie dzieje się bez przyczyny, tylko dzięki wytężonej pracy wielu
osób, której efektów nie powstydziłby się mistrz teatru absurdu sam Sławomir
Mrożek. Zacznę więc od początku.
Dokument pod nazwą
„Stanowisko Zespołu Orzekającego Komisji Etyki” z dnia 10 lipca 2012r.
powszechnie znany uważnym czytelnikom „Debaty” dzięki „staraniom”
mojego „ulubionego” redaktora Manipulatora Adama Sochy, który „po wielu miesiącach
oczekiwania i wymianie wielu pism (…) otrzymał od prorektora UWM, pana prof.
Grzegorza Białuńskiego”,… po ośmiu miesiącach od wydania ma obecnie swój
epilog.
Ze względu na to, „że
Kolegium Rektorskie uznało za stosowne jeszcze raz powrócić (sic!)
do sprawy rozpatrywanej przez Komisję Etyki” , jak oznajmił mi Pan
Prorektor prof. Białuński, zostałem przez niego ukarany „karą
upomnienia z tytułu naruszenia zasad etyki i zasad współżycia społecznego w
zakładzie pracy.”
Doprawdy, niezły tekst.
Zobaczmy więc na czym
miało polegać moje naruszenie zasad współżycia społecznego i zasad etyki.
Z krótkiego
szesnastolinijkowego uzasadnienia dowiedziałem się, że naruszyłem punkt I.11 Kodeksu
dobrych obyczajów i zasad etycznego postępowania pracowników i studentów
Uniwersytetu Warmińsko Mazurskiego w Olsztynie, ze względu na
upublicznianie na stronie internetowej Wydziału oraz odczytanie na zebraniach,
korespondencji z rektorem, a zawierającej szereg informacji nieprawdziwych lub
niesprawdzonych.
Przyznam, że trochę się
pogubiłem. Sformułowanie zarzutu w takiej formie, bez konkretnego opisu sposobu
naruszenia i braku wskazania jakie pisma zostały upublicznione, które
informacje były w nich nieprawdziwe, stanowi niewątpliwie moim zdaniem
….„deptanie trawy”.
Drugim naruszeniem ma
być oczywiste naruszenie punktu II.4 wspomnianego wyżej kodeksu, polegające na
tym, że byłem promotorem pracy licencjackiej mojego syna, co zostało uznane w
uzasadnieniu za rażący przypadek nepotyzmu.
Dla jasności sytuacji
pozwolę sobie zacytować ten punkt, którego treść brzmi następująco:
„Kształtowaniu i
utwierdzaniu właściwych relacji między członkami wspólnoty akademickiej winna
towarzyszyć możliwie największa przejrzystość kompetencyjna. Należy o nią zabiegać zarówno w
wymiarze personalnym, jak i instytucjonalnym. Pozwoli to skutecznie eliminować
nadużywanie stanowisk i funkcji, zjawisko lobbingu, nepotyzmu oraz zachowania
korupcjogenne. Eliminowanie tego rodzaju negatywnych zjawisk należy do
podstawowych powinności każdego członka społeczności uniwersyteckiej.”
Z pewnością fakt bycia
promotorem pracy dyplomowej syna nie narusza obowiązujących przepisów, nie
stanowi także nadużycia stanowiska czy funkcji, nie jest lobbingiem, nepotyzmem
oraz zachowaniem korupcjogennym.
Dla pełnego zobrazowania
groteskowości zaistniałej sytuacji pozwolę sobie na zacytowanie oficjalnego
stanowiska władz UWM w sprawie nepotyzmu na naszej Uczelni, jakie na prośbę JM
Rektora zaprezentowane zostało w piśmie podpisanym przez Pana Prorektora
prof. Białuńskiego do redaktora poczytnego tygodnika (UWM-PKa.0173.198.2013)
„(…)Pragnę Panu
wyjaśnić, że podstawowy przepis prawny odnośnie nepotyzmu na uczelni wyższej
określa art. 118. ust. 7 ustawy prawo o szkolnictwie wyższym.
Zacytuję: „Pomiędzy nauczycielem akademickim, a zatrudnionym w tej samej
uczelni jego małżonkiem, krewnym lub powinowatym do drugiego stopnia włącznie
oraz osobą pozostającą w stosunku przysposobienia, opieki lub kurateli, nie
może powstać stosunek bezpośredniej podległości służbowej. Nie dotyczy to osób
pełniących funkcje organów jednoosobowych uczelni, dla których ustawa
przewiduje powoływanie ich w drodze wyborów.” Został znowelizowany 18
marca 2011 roku i wszedł w życie 1 października 2011, dlatego, jeśli Pan
pozwoli, odniosę się szerzej do tej kwestii. Otóż w polskim prawie nie ma
definicji legalnej nepotyzmu. Prawo takiego pojęcia nie zna. Np. CBA podaje na
swoich stronach, że nepotyzm to nadużycie zajmowanego stanowiska przez
faworyzowanie, protegowanie krewnych, ulubieńców, itp. Czyli, z nepotyzmem mamy
do czynienia wówczas, gdy: następuje przekroczenie uprawnień w wyniku których
dochodzi do dyskryminacji przy zatrudnianiu. O przekroczeniu uprawnień
mówi zresztą art. 231 kodeksu karnego, natomiast dyskryminację w
zatrudnieniu określa art. 18 z indeksem 3a kodeksu pracy. Nie
wnikając w głębsze niuanse prawne, nepotyzm jest wówczas, gdy ktoś zatrudnia
swoją rodzinę mimo tego, że przepisy wyraźnie mu tego zabraniają, lub w
sytuacji, gdy np. do konkursu stają dwie osoby o równych kwalifikacjach i bez
merytorycznego uzasadnienia wybrana jest osoba spokrewniona lub znajoma”.
Prawda, że niezła
korelacja?!
Pomijając w tym miejscu
bardzo kontrowersyjną przyczynę nałożonej na mnie kary i jakikolwiek brak jej
merytorycznego uzasadnienia uznałem, że skoro art. 144 w ust. 2 ustawy Prawo o
szkolnictwie wyższym stanowi, że postępowanie dyscyplinarne nie może być
wszczęte po upływie sześciu miesięcy od dnia powzięcia przez rektora wiadomości
o popełnieniu czynu uzasadniającego nałożenie kary, to mogę skutecznie
odwołać się od nałożonej kary upomnienia.
O sancta simplicitas! - o święta naiwności!
Pani Przewodnicząca
składu orzekającego w trakcie posiedzenia wniwecz obróciła moje nadzieje,
autorytarnie stwierdzając, że „zwyczaje akademickie panujące na naszej Uczelni
nie pozwalają na umorzenie postępowania w sprawie, w której inicjatorem
postępowania nie jest rzecznik dyscyplinarny …a obwiniony” (sic!)
Cóż za wspaniały zwyczaj
jaki etos, …po prostu słów mi brak. Jestem artystą i do tego uznanym, jak w
jednym ze swoich ostatnich dokumentów stwierdziła Centralna Komisja do Spraw
Stopni i Tytułów, dlatego moja wrażliwość artystyczna burzy się na owe
„deptanie trawy”.
Kiedyś dawno temu były w
modzie na trawnikach tabliczki z napisem „SZANUJ ZIELEŃ” … i to jest Pani
Przewodnicząca pro memoria ZWYCZAJ, który powinien stać się
zwyczajem akademickim, etyczna zasada postępowania wyrażająca tę ogólną prawdę
o poszanowaniu prawa na naszym Uniwersytecie.
Nie była to jednak
jedyna perełka jaka zalśniła w tym dniu na Wielkim Trawniku Inkwizycyjnej Sali.
W trakcie posiedzenia stwierdzono, że w sytuacji profesora Obarka mamy do
czynienia z takim nepotyzmem,… którego nawet ustawodawca nie przewidział (sic!).
Nolens volens - chcąc nie chcąc, za pomocą tych
dwóch koronnych argumentów utrzymano w mocy nałożoną na mnie karę upomnienia.
Roma locuta, causa finta - niezła farsa, ale jak mówi klasyk
przedstawienie niech trwa – sprawą może zajmie w miarę szybko Komisja
Dyscyplinarna przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego, gdzie złożyłem
odwołanie.
No i wreszcie na koniec
dzisiejszej polemiki, aby nie zanudzić Czytelników -wisienka na torcie. Debata
donosi….”Praca Piotra Obarka odnaleziona” „Fundacja „Debata” przekazała Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów w
Warszawie notarialnie poświadczoną kopię oryginału (dlaczego tylko
kopię!!!!! podkreślenie moje) wykładu kwalifikacyjnego I stopnia
(pracy teoretycznej doktorskiej) dra hab. Piotra Obarka, prof. UWM: „Plakat
przewrotnym obrazem rzeczywistości”.
Tu już nie chodzi o
zwykłe „deptanie trawy”, tutaj mamy do czynienia z najbardziej perfidną
i oszczerczą kampanią jaką manipulator Socha był w stanie przedsięwziąć. Więc
zanim ten mały podły człowiek rozpocznie kolejne ogólnopolskie larum, że
szkaluję i znieważam osoby zajmujące się z urzędu sprawą sfabrykowanych
plagiatowych zarzutów, ogólnie przedstawię jak się sprawy miały, bo mam zgoła
odmienny pogląd na tę kolejną prowokację.
To nie ja szkaluję i
znieważam różne osoby, to manipulacyjne działania Sochy doprowadziły do
naruszenia mojej godności i dobrego imienia i to ja jestem ciągle zastraszany i
mobbingowany każdym tekstem podpisanym przez tego nikczemnego człowieka, który
działając z pełną świadomością, nie dysponując żadnymi dowodami ani
orzeczeniami właściwych organów przesądza i osądza podając nieprawdziwe
informacje, za które już raz musiał przepraszać – że przypomnę wyssane
z jego brudnego palca informacje o stosowanym jakoby przeze mnie mobbingu,
moich rzekomych awanturach w Urzędzie Marszałkowskim, czy polskim konsulacie.
Przesłuchiwany w
listopadzie 2012r. w ramach prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Warszawie
postępowania, jakie zostało wszczęte na mój wniosek, a dotyczącego zaginięcia
tekstu wykładu, pan Manipulator oświadczył „nigdy nie dysponowałem
oryginałem tejże pracy kwalifikacyjnej” i teraz co, po miesiącach przygotowań,
zajawkach Bachmury w stylu „To tutaj, w pięknym grodzie na Łyną, wszyscy
milcząco przyglądają się groteskowym poszukiwaniom przez Piotra Obarka jego
zaginionej na ASP pracy doktorskiej” praca się odnalazła? To co
zostało anonimowo przesłane swojego czasu do CK- ksero podróbka ?
Z jakim kolejnym
fałszerstwem mamy teraz do czynienia i to akurat dwa dni po tym, jak wniosłem
przeciwko Fundacji Debata i jej redaktorom powództwo do Sądu Okręgowego w
Olsztynie.
Sprawa z pewnością więc
dojrzała, aby zabrali się za nią fachowcy z Prokuratury w kontekście przepisów
Kodeksu karnego o fałszowaniu dokumentów.
Mały Manipulatorze,
znasz z pewnością aforyzm G.H. Lichtenberga, że nie kłamstwa, lecz bardzo
subtelne fałszywe uwagi wstrzymują pochód prawdy. Też umiem posłużyć się
cytatami i znam Bułhakowa, dlatego go zacytuję: Zbyt mnie straszyli
i teraz niczym już przestraszyć nie są w stanie.
Rękopisy nie płoną ale
jeden powinien… spalić się ze wstydu.
P.S. Niedługo na blogu
odniosę się do całości sprawy „plagiatu”.