piątek, 19 lutego 2016

A - jak Adam Socha – Pierwsza szuflada

„Do robienia hałasu wybiera się zwykle najmniejszych ludzi, doboszów”
Georg Christoph Lichtenberg



Znany publicysta Rafał Ziemkiewicz powiedział kiedyś, że niektórzy „dziennikarze są jak psy łańcuchowe, jak się coś dzieje to mają szczekać”, a od siebie dodam, że już najlepiej w sforze.

5 lutego Radio Olsztyn wyemitowało w cyklu „Śliska sprawa” audycję pt. „Historia pewnego plagiatu” z Adamem Sochą w roli wszystkowiedzącego narratora,  poświęconą  jak wcześniej anonsowano „4-letniej walce dziennikarza Adama Sochy” ze mną.  Równocześnie, w tym samym czasie na łamach Debaty ukazała się tak zwana zajawka, że „artykuł Adama Sochy o jego 4-letniej walce o prawdę (sic! ) ukaże się w lutowej "Debacie". W kolejce czeka również Gazeta Wyborcza Olsztyn w osobie Marcina Wojciechowskiego, który zapytując czy będę odwoływał się od uchwały Rady Wydziału ASP z pewnością przygotowuje kolejny „skandalizujący” materiał.

No cóż, sfora zastępów jest już w gotowości rozszarpać na kawałki Obarka, czekając na sygnał capo di tutti capi -Tajemniczego Don Pedra.

Pozostawmy jednak na razie w zawieszeniu odpowiedź na pytanie dlaczego pomimo już prawie miesięcznego upływu czasu od  spektakularnego wydarzenia jakim jest ostatnia uchwała Rady Wydziału Grafiki ASP w Warszawie, sfora tylko szczerzy kły i warczy i przejdźmy do meritum. Czego ciekawego dowiadujemy się z tej czteroletniej walki  redaktora Sochy.

Uważny słuchacz, a polecam naprawdę wielokrotne odsłuchanie wspomnianej wyżej audycji, z pewnością zauważy pewien wątek przewijający się  wielokrotnie w grafomańskiej twórczości redaktora Sochy, mianowicie wątek przesłuchiwania Adama Sochy przez śledczych w sprawie zaginięcia (a właściwie kradzieży) mojej oryginalnej pracy doktorskiej, a prawidłowo, pracy kwalifikacyjnej I stopnia.

Gdy zostaje popełnione przestępstwo, nieważne, czy jest to zwykła kradzież, czy też inny czyn przestępczy, natychmiast pojawia się wiele pytań dotyczących tego, co właściwie zaszło. Od początku wielokrotnie padają pytania: kto, kiedy, gdzie, co, komu i dlaczego. Odpowiedzi na takie pytania udzielić musi przede wszystkim podejrzany – centralna postać postępowania.
 
Kiedy  26 stycznia 2012 r. Małgorzata Chomicz  przystąpiła do realizacji powstałej w listopadzie 2011 r. intrygi, wysyłając „anonimowo” ( jak sama oświadczyła w Sądzie „ nie kierując się w żadnym razie złą wolą, a w szczególności chęcią zdyskredytowania mnie przede wszystkim w opinii środowiska akademickiego”(sic! ) Himalaje hipokryzji) do Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów Naukowych kopię spreparowanego (sfałszowanego) egzemplarza mojej pracy kwalifikacyjnej I stopnia, prof. Rafał Strent – opiekun całego przedsięwzięcia w tym organie, ówczesny członek Prezydium Centralnej Komisji oraz przewodniczący Sekcji VII Sztuki  (bardzo ważna eminencja układu zamkniętego, nota bene serdeczny znajomy M. Chomicz) miał jedno podstawowe zadanie – uwiarygodnić spreparowaną fałszywkę w archiwach ASP w Warszawie.

Coś jednak w działaniach R. Strenta poszło nie tak – z jakiegoś powodu nie udało się podmienić egzemplarzy.

Zaniepokojona Małgorzata Chomicz, w tym czasie ciągle ukrywająca się pod maską „anonima” zdając relację jednemu z animatorów intrygi (o którym szerzej w następnych wpisach) pisze w jednym z e-maili:



„(…) zapytałam więc, czy Szacowna CK badała sprawę i wydała decyzję na podstawie anonimowego doniesienia i NIE SPRAWDZIŁA CZY TO TA SAMA PRACA !!!”.


No to dopiero jest  bomba - „anonimowa” M. Chomicz, donosicielka prawdy objawionej o „moim plagiacie” dowiaduje się, że wysłana przez nią fałszywka nie jest tą samą pracą która w tym czasie znajdowała się w ASP w Warszawie. Dla zobrazowania dramaturgii wydarzenia zachowałem oryginalną pisownię posta.

Po czym z rozbrajającą szczerością M. Chomicz pisze:


„(…)Jak widać na szczęście dla mnie !!! nie przyznałam się, że to ja jestem tym anonimem, choć próbowano na mnie to wymusić, jako rzekomo miało to pomóc sprawie ! Teraz Obarek mnie podałby do sądu i jeszcze musiałabym mu odszkodowanie płacić za zniesławienie !!!(…)” i dalej „(…)  Brak mi słów jestem tutaj bez szans. Jestem zdruzgotana. Czas na szukanie nowej pracy”.


Apel o pomoc doprawdy dramatyczny. Nadszedł czas na interwencję cappo di tutti capi Tajemniczego Don Pedra. Zapada decyzja, Małgorzacie Chomicz nie może stać się krzywda, układ musi interweniować.

Wtedy na arenę zdarzeń wkracza nasz dzielny bojownik o prawdę redaktor Adam Jerzy Socha (Markietanka – kryptonim nadany przez Milicję Obywatelską). W tym czasie A. Socha ma już w miarę stabilną rangę i pozycję  bulteriera układu, ma za sobą kilka  wrednych artykułów na mój temat oraz mojej Rodziny. Jednym zdaniem jest lojalnym, sprawdzonym elementem układu, nie jakąś tam histeryczką, która robi larum, że jest skończona. Jak wynika z przesłuchań Sochy w postępowaniu sądowym przed Sądem Okręgowym w Olsztynie, A. Socha w tym czasie kontaktuje się z M. Chomicz (nota bene znają się już dobrze od czasu debaciarskiego ataku na mnie jako dziekana Wydziału Sztuki UWM)

Jak wynika zarówno z protokołu przesłuchania, jak  bezpośrednich wypowiedzi naszego „bohatera”, A. Socha zna dobrze z autopsji archiwum ASP w Warszawie i panujące w nim obyczaje i procedury.   

W październiku 2012 r. Adam Socha sam przyznaje „w maju  udałem się do Warszawy by osobiście zapoznać się z pracą”. W tym miejscu zwracam uwagę na czas wizyty A. Sochy w Warszawie.

W efekcie Małgorzata Chomicz 21 maja 2012 r. (sic!) o godz. 16.43 pisze dramatycznego maila z adresu chomicz@libero.it ( zwracam uwagę na ciekawy włoski adres


(…) otrzymałam informację jakoby na Wydziale Grafiki ASP NIE MA ORYGINAŁU pracy doktorskiej pana Obarka !!! Myślałam, że ja śnię jakiś koszmar ! Zadzwoniłam do prof. Strenta z zapytaniem, czy to prawda. Uzyskałam odpowiedź, że w teczce z dokumentami Obarka PRACY NIE MA !!!! (…) Szczerze mówiąc straciłam zaufanie również do CK  ( proszę zwrócić uwagę na słowo również, a oprócz CK to do kogo jeszcze? – Tajemniczego Don Pedra? – postaci Darczyńcy, którego rolę i znaczenie jeszcze wyjaśnię?  przypisek mój) gdyż z innych źródeł (jakich? – podkreślenie moje) miałam informację, że rzekomo to prof. Strent po otrzymaniu anonimu zainteresował się i przyniósł pracę Obarka z Akademii do CK.”


Przyniósł pracę Obarka z Akademii do CK!!! 

To nie są moje słowa, to pisze Małgorzata Chomicz ten słynny „Anonim”, jedna z kluczowych postaci intrygi.  Ta sama osoba, która w Sądzie pod przysięgą zeznaje, że „poza wysłaniem posiadanego egzemplarza nie rozpowszechniała pracy w jakikolwiek inny sposób”. Jeśli tak, to jakim cudem, na miły Bóg, Adam Socha publikuje wielokrotnie na łamach Debaty tekst  przypisywanej mi pracy, a nawet w jednym przypadku nie w formie zdjęć, a … w edytorze tekstu Word.

Czy w związku z tym wniosek, że to A. Socha dokonał w edytorze zmian tekstu oryginalnego, po tym jak zniknął on z archiwum ASP jest pozbawiony sensu?, skąd miał egzemplarz przypisywanej mi pracy?, kto wykradł dla celów intrygi mój egzemplarz, Rafał Strent – jak pisze M. Chomicz, czy Adam Socha którego przesłuchuje prokuratura i który nie wiadomo skąd posiadał i publikował różne sfabrykowane egzemplarze mojej pracy.

Dla mnie odpowiedź jest prosta, tylko osobnik o dyssocjalnej osobowości mógł to zrobić,  czyli krótko mówiąc wszystko wskazuje na Adama Sochą, który z przekonaniem graniczącym z pewnością oświadcza na antenie Radia Olsztyn, że „żaden inny dokument z teczki nie zniknął” – zadziwiającą wiedza.

Ta wiedza jest tym bardziej zadziwiająca, że w jednej ze swoich wypowiedzi A. Socha oświadcza „Dotarły do mnie plotki od poważnych profesorów z UWM, iż zostanie podłożona nowa [ praca doktorska ], która nie będzie plagiatem”. Przewrotność tej wypowiedzi jest iście makiawelistyczna.

Poważni profesorowie z UWM wiedzą co się stanie na ASP i to za sprawą A. Sochy. Wnioski pozostawiam Czytelnikom.  

Ale idźmy dalej. Z antenowej wypowiedzi A. Sochy (7:26 ) – „byłem w archiwum ASP, sprawdziłem wyrywkowo prace doktorskie, prace miały podpis komputerowy, nie miały okładek” – no nieźle, dla kogoś bliżej niezorientowanego pewnie nadgorliwość debaciarskiego grafomana, dla mnie dowód na manipulację uprawianą przez czołowego propagandzistę Tajemniczego Don Pedra, bo kiedy A. Socha sprawdza jak wyglądają inne prace doktorskie, przed dokonaniem fałszerstwa, czy po kradzieży mojego oryginalnego egzemplarza? i po co?

Ten debaciarski szef propagandy i oświecenia publicznego atakuje dalej (6.58) twierdząc, że odnalazłem, a właściwie w krytycznym momencie wyciągnąłem  oprawione świeżutkie dzieło o nieskazitelnych białych kartkach. Ciekawe co by z tej konewki między ramionami się wylało, gdyby audycja trwała dłużej. 

Adam Socha obrusza się na porównania do Goebbelsa ale manipulacja jest ewidentna – kłamstwo, ordynarne kłamstwo wypowiadane spokojnym, przytłumionym głosem ma uwiarygodniać tego Małego Wielkiego Manipulatora.

Moja oryginalna praca doktorska (kwalifikacyjna I stopnia) była oczywiście badana metodami kryminalistycznymi, układ nie przepuściłby takiej okazji. Nie była ani świeżutka, ani nie zawierała nieskazitelnie białych kartek. Opinia wydana na podstawie ekspertyzy kryminalistycznej (nr H-5088/14) wykonana przez eksperta klasycznych i technicznych badań dokumentów, specjalistę KSC LK KWP w Olsztynie z 18 kwietnia 2014 r. wykonana na podstawie specjalistycznego sprzętu w postaci mikroskopu stereoskopowego MST -131 oraz zestawu badawczego VSC 6000/HS będącego na wyposażeniu Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie jednoznacznie stwierdza „kartki papieru kredowego cechują się jednolitymi cechami eksploatacyjnymi, zagięciami, pożółkłą poświatą, fragmentarycznym zdeformowaniem krawędzi”, a „ jednolicie pożółkłe strony kartek i zbliżone cechy eksploatacyjne mogą wskazywać na umiarkowanie odległy wiek kartek, nie stwierdzono znamion sztucznego postarzania kartek, wskazujący na czas zbliżony do daty opracowania – 1996 r”.

Widocznie według A. Sochy – tego etatowego porucznika Zubka z serialu  „07- Debata zgłoś się” tak „udacznie” sfałszowałem swoją pracę, że tylko nie wiadomo po co ją podpisałem, ponieważ według A. Sochy … nie było obowiązku podpisywania prac !!!

Jaki z tego wniosek, ano taki, że każdy kto podpisuje swoje prace jest albo idiotą,…albo psuje szyki fałszerzom. A ja niestety mam taki zwyczaj, że podpisuję swoje prace i to nie tylko te graficzne.

Rola Adama Sochy w całej tej intrydze jest niebagatelna, to on poszedł na pierwszy ogień kolportując gdzie się da sfabrykowany (sfałszowany) egzemplarz mojej pracy kwalifikacyjnej I stopnia (doktoratu).

Jak tu nie pisać o zmowie i spisku, o wykańczaniu ludzi, gdy całe to czteroletnie zamieszanie oparte zostało na kilku skserowanych, tak, skserowanych kartkach, co do których biegły mógł powiedzieć jedynie, że to … kserokopia nosząca ślady rozszycia, żaden oryginał, a który to Socha „uświęcił” do rangi oryginału … i prawie wykreował rzeczywistość, no ale prawie jak już wiadomo z telewizji czyni ogromną różnicę.

Adam Socha, idealne narzędzie do wykonywania poleceń z pewnością wie w jaki sposób powstało to ksero i kto tego dokonał, a już z pewnością wie co stało się z oryginałem mojej pracy na ASP, wszak bardzo dobrze zna archiwum tej uczelni i przechowywane w nim dokumenty, ale wyznaczona mu rola propagandzisty oskarżeń i miejsce w układzie zamkniętym skutecznie eliminuje go z roli głosiciela prawdy.

Nie chcę w tym odcinku dłużej zanudzać już czytelników, niemniej jak mówi stare przysłowie „na złodzieju czapka gore”, tak, tak panie Socha.

Na antenie Radia Olsztyn Adam Socha sam przyznał, że został zmuszony przeze mnie do dalszych działań, a do jakich i pod czyim wpływem  o tym już niedługo w „drugiej szufladzie”.

  

poniedziałek, 15 lutego 2016

ALFABETYCZNY UKŁAD ZŁA

„Jest sztuką widzenie rzeczy niewidzialnych”
Jonathan Swift



 Od prawie czterech lat walczący ze mną tajemniczy, ukryty w szarym mroku lub jak kto woli w drugim rzędzie, lider układu zamkniętego, obwarowany w wielu olsztyńskich i nie tylko olsztyńskich instytucjach osiąga szczyty zakłamania, fałszu i obłudy. Nie przyjmuje do wiadomości, że przegrana w politycznej rywalizacji oznacza nie tylko utratę wygodnego krzesła. Frustracja tej „tajemniczej” postaci co raz uruchamia stare/nowe sprawdzone mechanizmy niszczenia ludzi.

Przychodzi jednak taki czas, że wszyscy mamy dosyć hipokryzji, fałszu i obłudy ludzi, którzy dla kamuflażu strojąc się w wielokolorowe piórka różnego rodzaju autorytetów, bojowników o prawdę, czy też społecznościowych sędziów wygłaszają swoje „prawdy objawione”, emitują zafałszowane informacje, modyfikowane i przeinaczane fakty czy też wyssane z palca wyroki.

W każdej społeczności można znaleźć ludzi, którzy z rozmaitych powodów są podatni na to aby ktoś zaprogramował im coś w głowie. Psychologia ewolucyjna wskazuje jak łatwo taką zaprogramowaną projekcję uaktywnić w naszym codziennym życiu, tym bardziej gdy steruje nimi Tajemniczy Don Pedro układu zamkniętego.

Naiwnością byłoby spodziewać się, że byłby w stanie zrezygnować z tego czego zażądał, a nie dostał. Od tego ma on swój układ zamknięty który nie odpuszcza nigdy, przeciwnie – cierpliwie dąży do realizacji swoich planów. Nieważne, gdy mu się raz nie uda; odczeka i wróci, a gdy nie uda się drugi raz, to nie szkodzi. Miną lata i układ wróci do tematu (A. Socha jeszcze niczego nie napisał, a już szczuje na łamach „Debaty” zapowiedzią artykułu o swojej 4-letniej walce ze mną).

Ludzie i zaprogramowane jednostki z układu zamkniętego doskonale znają, rozumieją i wykorzystują wszystkie narzędzia socjotechniki, sztuki zdobywania władzy nad umysłami, a ze starorzymskiej metody Marcusa Porciusa Cato (Ceterum censeo Obarcus esse delendam J) uczyniono lejtmotyw terroryzmu intelektualnego.

Jak pisał Jean-Francois Ravel, ludzie posługujący się sposobami terroryzmu intelektualnego „bardzo dobrze wiedzą, że nie mają racji. Posługują się tymi sposobami dla własnych korzyści, dla obrony swoich interesów i dla blokowania zarzutów pod swoim adresem. Ich metody są brudne, ale oni innych metod nie znają. Te metody wypracował bolszewizm za sprawą Lenina.”

Teraz Tajemniczy Don Pedro i jego układ zamknięty na nowo wyszczerzył swoje kły niby rozeźlony kundel jakby to nazwał W. Łysiak, bo przecież zasadą jest, że zazwyczaj oszczerstwo i kłamstwo uchodzą płazem, gdy szczeka się w sforze. Mijają lata i nic się nie zmienia, ludzie z układu oraz ich zaprogramowane marionetki udają dzielnych wojowników o prawdę i nieważne jest że jest to owa tischnerowska gówno prawda. Próbując znowu po raz kolejny zamordować moją reputację, agresją maskują swój strach, bo przecież moje dotychczasowe urzędniczo prawne wiktorie to dla układu prawdziwie traumatyczne przeżycia.


Ale tym razem moja czteroletnia rutyna w walce z układem Tajemniczego Don Pedra i jego żurnalistycznymi  hejtotoksynami uodporniła mnie do tego stopnia, że by wyrwać się z wiru bezradności postanowiłem, iż tym razem spróbuję jeżeli nie wybić to przynajmniej spiłować te wyszczerzone kły, albowiem jednego czego układ się boi, to żelazna argumentacja posługująca się prawdą i logiką. W poszczególnych kolejnych wpisach będę ujawniał wszystko, co działo się przez cztery lata w sprawie  Obarka, a co nie zostało do tej pory z różnych przyczyn ujawnione. Będę pisał o ludziach z układu zamkniętego oraz o jego „Ojcu Chrzestnym”. Oj, będzie bolało.