One can steal
ideas, but no one can steal execution or passion.
(Pomysły można ukraść, ale wykonania i pasji już nie).
Timothy Ferriss
Od
kilku dni mam nieodparte odczucie déjà vu, coś na kształt zapętlonej
niekończącej się opowieści albowiem mój osobisty dziennikarz – Adam Socha, po okresie
hibernacji ocknął się z letargu i „przypomniał” sobie o Piotrze Obarku. Na
łamach internetowej Debaty w ciągu zaledwie kilku godzin zamieścił aż dwa „sponsorowane”
artykuły poświęcone mojej osobie.
A
więc, jak mówią znawcy literatury „ogary
poszły w las”, chociaż może jest to krzywdzące dla ogarów, bo to łagodne
psy, a te spuszczone z łańcucha przez rektora Góreckiego to bardziej charakterem
przypominają rottweilery niż ogary, a przynajmniej jeden, bo ten drugi to też może
bardziej moskiewski stróżujący.
Zresztą
co tu dużo pisać, generalnie oczekiwania rektora Góreckiego względem swoich hołdowników
są wygórowane, raczej z kategorii tych mission
imposible czyli w stylu „żadne krzyki
i płacze nas nie przekonają, że czarne jest czarne a białe jest białe”, że
zacytuję klasyka. Jak się już pewnie wszyscy domyślają chodzi o naruszenie moich
praw autorskich. Ironią losu w tym przypadku rektor Górecki znalazł się na odmiennej,
chociaż ostatnio coraz częściej przypadającej mu pozycji, pozycji obwinionego
czyli sprawcy
lub
tworzyć kuriozalne własne zasady prawne jak np. znane już w całej Polsce
zarządzenie w sprawie księgi marki.
Środowiska
akademickie są bardzo złożone, są w nich również „jednostki o chorobliwym charakterze i egocentrycznym wyobrażeniem o
swojej wyjątkowości, przez co swoimi zachowaniami lubią pomniejszać cudze
zasługi, by pośrednio podkreślać własne. Kiedy dotrą do stanowiska
kierowniczego, chętnie usuwają ze swojego otoczenia ludzi zdolnych. To miernoty,
które kryje tytuł i stanowisko".
Dotychczasowa
bezkarność działań rektora Góreckiego ma
ten negatywny skutek, że w poczuciu bezkarności i w sile swojej zabetonowanej pozycji
rektor Górecki zawłaszcza coraz nowe obszary, również własność intelektualną (a
tak à propos nikt nawet nie odważy się
sprawdzić publikacji rektora, szczególnie tych po angielsku).
Przez
kilka ostatnich lat rektor Górecki zrobił ze mnie pozbawionego zasad moralnych akademickiego
renegata ( vide twórczość Sochy w
Debacie), którego Uniwersytet „nie
może obejmować swoimi auspicjami
działalności kontra dobrym obyczajom akademickim” – dobre ! – ale to Szczechowicz,
nie Górecki.
Ależ
jak na prawdziwego symetrzaka przystało, panie rektorze ma pan znacznie gorszą
prasę ! Znacznie haniebniejszą publicity. Ja panie rektorze jak tylko mogę, to
krzyczę, że jestem niewinny, a pan nawet nie zabrał głosu w najbardziej
bulwersującej sprawie, sprawie rzekomego wyroku, który jak „mówi fama”
potwierdziła wydająca go sędzina. Tu
nasza symetria się kończy. Ja na swoim koncie nie posiadam żadnych wyroków.
Betonowy
stelaż pańskiej pozycji, ma jednak jedną wadę, w chwilach zagrożenia, nie
pozwala salwować się ucieczką, jest za ciężki. Nie pozostaje więc nic innego
jak zasłaniać się hołdownikami … i przystępować do kontrataku.
7
października 2016 r. rektor Górecki został poinformowany przez reprezentującą
mnie panią mecenas o dokonanych naruszeniach moich praw autorskich i mojej propozycji
podjęcia negocjacji.
Po
dwóch miesiącach oczekiwania na reakcję spotkałem się Ryszardem Góreckim, na prywatnej
audiencji w gabinecie Jego Magnificencji Rektora Uniwersytetu Warmińsko -
Mazurskiego, Senatora Platformy Obywatelskiej V, VI i VII Kadencji Senatu
Rzeczypospolitej Polskiej, Kawalera Złotej i Srebrnej Gwiazdy Orderu
Wschodzącego Słońca Cesarza Mutsuhito, Autora Wyjątkowej Rozprawy
Habilitacyjnej Studia Nad Wigorem Nasion Roślin Strączkowych etc, etc, oczywiście
w warunkach kameralnego tête-à-tête,
wedle
życzenia Magneficencji.
Ponieważ
spotkanie miało odbyć się bez świadków, a pacta sunt
servanda, nie zrelacjonuje tej audiencji. Powiem tylko
tyle, że na koniec spotkania rektor Górecki wręczył mi prezent – chusteczkę, w
pudełeczku ozdobionym … „nowym” kuriozalnym logo UWM – no, wpadka na całego.
Oczywiście rektor Górecki jak tylko zorientował się w swojej gafie, zaraz
podarł pudełeczko, a ja zostałem prawie z niczym, z …odartą ze wszystkiego …
chusteczką.
8
grudnia reprezentująca mnie kancelaria pocztą mailową zaprezentowała propozycje
rozwiązania
dokonanych przez rektora Góreckiego naruszeń moich praw autorskich do logo
Uniwersytetu. W odpowiedzi reaktywowany do zadań specjalnych „pełnomocnik
prawny” UWM Jarosław Szczechowicz mailem przesłał informację, że stanowisko w
sprawie mojej propozycji zostanie przedstawione w terminie, tj. do 16 grudnia.
I co? i nic.
Strategia
rektora Góreckiego długo wykuwała się w ciszy magnificencjalnego gabinetu.
I
tak wróciliśmy do początku mojego wpisu – zatoczyliśmy koło – reaktywowany
pretorianin, obudził z letargu apologetę. Wykazywać się czas zacząć.
Mordor
zwiera swoje szeregi i tworzy kolejną wielką prowokację publikując na łamach
Debaty kolejną fałszywkę (jak to już miało miejsce w przypadku mojego
doktoratu), nigdy nie istniejące godło UWM, którym zdaniem Szczechowicza miałbym
się eufemistycznie mówiąc „ inspirować”.
No,
ale czego spodziewać się po kimś, kim interesuje się „łowca plagiatów” Wroński,
a którego habilitacja „obroniona” na Słowacji jest doktoratem obronionym na
KUL-u w 2008 roku.
Czego spodziewać się po kimś na kogo Prokuratura Okręgowa w Elblągu przesłała materiały do prezesa
Sądu Apelacyjnego w Białymstoku wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania
służbowego w efekcie czego prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie zawiesił w
czynnościach Jarosława Szczechowicza. Kto uciekając od odpowiedzialności zrezygnował z pracy w tempie ekspresowym, kto latami wykorzystywał swego rodzaju powiązania z wymiarem
sprawiedliwości, z prokuraturą i lokalnymi notablami. Mam znowu nieodparte
wrażenie przeżywanej sytuacji.
Pokręcone
déjà vu.
To
wunderwaffe rektora Góreckiego, którego
Uniwersytet nie powinien obejmować swoimi
auspicjami działalności kontra dobrym obyczajom akademickim.
Strasznie
się rozpisałem, czas na jakieś résumé.
Pamiętacie
Czarnoksiężnika ze Szmaragdowego Grodu? Literaturoznawcy
twierdzą, że jest to alegoria. Jedną z kluczowych postaci jest Wielki i Potężny
Czarnoksiężnik z krainy Oz. W finale okazuje się, że nie jest on żadnym pełnym
mocy czarodziejem. „Jego prawdziwa tożsamość to kuglarz, wędrowny
sztukmistrz, który tworzy pozory potęgi i mocy. Dzięki temu mieszkańcom Szmaragdowego
Grodu daje poczucie bezpieczeństwa. Jest w tym na tyle skuteczny, że w
złudzeniu żyją nie tylko dobroduszni mieszkańcy szmaragdowego miasta, ale także
czarownice, dobre i złe, które wydawać się może, powinny mieć jaką taką wiedzę
o świecie”.
Może najwyższa pora aby zdjąć zielone okulary i przejrzeć na własne
oczy.
I zupełnie na koniec zacytuję uchwalę o zasadach etycznego zachowania
pracowników i studentów UWM „nauczyciele akademiccy i studenci UWM są
zobowiązani do bezwzględnego poszanowania praw autorskich i cudzej własności
intelektualnej”
Nie znalazłem w tekście uchwały wykluczenia tej zasady w stosunku do
rektora.